24 listopada 2015

Rozdział trzeci

Dzień wydawał się być zaskakująco spokojny. Od samego rana pomagałam Esme w domowych obowiązkach. Późnym popołudniem dołączyła do nas Alice i Rosalie, które wróciły z sobotnich zakupów. Oczywiście cały bagażnik oraz tył samochodu zawalony był torbami, a mnie ten widok już bardzo dawno temu przestał w jakikolwiek sposób dziwić. Mogłam uważać, że wydają zbyt dużo pieniędzy, które mogłyby przydać się innym, ale doskonale wiedziałam co takiego robi Esme z ubraniami, których dziewczyny czy nasi panowie nie chcą. W tym domu nic się nie marnowało, o dziwo od dłuższego czasu też nawet jedzenie. Zawdzięczaliśmy to Renesmee, która nagle postanowiła przerzucić się na ludzkie jedzenie. Dziewczyna nadal chodziła z nami na polowania tak jak zawsze, ale kiedy czas spędzaliśmy w domu drzwi od lodówki prawie ciągle były otwarte. Zastanawiałam się skąd pół-wampirzyca ma w sobie tyle miejsca, aby pomieścić to wszystko. 
Zniosłam kosz z niechcianymi ubraniami na sam dół, gdzie czekała już na mnie Esme. Wampirzyca uśmiechnęła się do mnie ciepło odbierając mi kosz. 
- To teraz czeka na nas ogród? - spytałam opierając się o ścianę. To było naprawdę niesprawiedliwe, że Emmett i Jasper siedzieli przed telewizorem oglądając jakieś filmy, których fabuła była dla mnie niezrozumiała, ale najwyraźniej nie posiadałam tego czegoś, żeby zrozumieć o co w nich chodzi. Przynajmniej były one lepsze niż od ciągłych meczy czy walk bokserskich.
- Ogrodem zajęła się Renesmee z Rose, chciałabym zmienić kolor ścian w garażu. Wiem, że ciągle się tam kurzy, a jak Rosalie czy Emmett robią coś przy samochodach to się czasem otrą przypadkiem o ścianę i zostaje smar – ciągnęła składając ubrania. Zaraz też do niej dołączyłam. - Nie wygląda to zbyt estetycznie.
Wiedziałam, że Esme lubi mieć wszystko zrobione porządnie, dlatego nie potrafiłam odmówić wampirzycy pomocy. Zresztą teraz i tak nie miałam niczego lepszego do roboty. Zaoferowałam jej, że pójdę zająć się ścianami, a ona spokojnie będzie mogła dokończyć układanie ubrań. Po części chciałam się uwolnić od tego, bo naprawdę nie lubiłam tego robić, a tak przynajmniej znalazłam sobie jakieś inne, bardziej pożyteczne zajęcie. Farbę oraz wałek znalazłam w garażu. Nie miałam najmniejszego zamiaru bawić się w wyprowadzanie aut na zewnątrz, więc tylko przykryłam je dość sporym materiałem, który znalazłam w jednym z pudeł. To jedno miałam przynajmniej z głowy. Chociaż wiedziałam, że gdyby zaraz tu wpadł Edward czy Rosalie dostałabym po głowie za zaniedbywanie ich „dzieci”. Nie rozumiałam tego fenomenu z autami i chyba nigdy nie dane będzie mi go zrozumieć, a mnie szczególnie nie ciągnęło do tego, żeby uczyć się o samochodach czegoś więcej niż potrzebnych mi podstaw. Dopóki auto jeździło i było sprawne nie potrzebowałam niczego więcej. Jednak mając pod ręką mechaników nie musiałam narzekać na to, że moje autko kiedykolwiek się zepsuje. 
Otworzyłam wiaderko z białą farbą. Chcąc czy nie chcąc musiałam to zrobić. W końcu zobowiązałam się do pomocy, a odmówić nie miałam zamiaru. Przynajmniej się na coś przydam i oderwę myśli od tego co zdarzyło się kilka dni temu. Atmosfera między mną i Edwardem nadal była nieco napięta. Cóż mógł mi od razu powiedzieć o co chodzi, chociaż tak naprawdę wciąż nie wiedziałam o co chodzi. Avalon to była bajka – wymyślona przez włoskie wampiry. Nie raz Edward mi powtarzał, że nie mam się czego obawiać, a wampirzyca nikomu nie zagraża, bo jest tylko wytworem wyobraźni Volturi. Chciałam w to wierzyć, ale jednak przychodziło mi to z trudem. Wszyscy zachowywali się jakbym była niedoświadczonym dzieckiem, które potrzebuje stałej opieki kogoś dorosłego i ukrywali przede mnie najważniejsze fakty, a już dawno temu powinni zaprzestać mnie traktować w ten sposób. Przynajmniej teraz nikt się nade mną nie trząsł i nie mówił mi co mam robić. Chociaż znając moją rodzinę zaraz pewnie ktoś by się pojawił, aby dać mi do zrozumienia, że źle trzymam wałek lub stoję nie tak. Albo, że nie tak maluję ściany. Zacisnęłam mocniej dłoń na rączkę zirytowana własnymi myślami. Słysząc jednak ciche pęknięcie zdałam sobie sprawę, że jeszcze chwila i zepsułabym potrzebny mi w tej chwili wałek, a drugiego jakoś nigdzie nie widziałam. Zabrałam się za malowanie ścian, chcąc mieć to jak najszybciej za sobą. 
I chociaż od momentu, kiedy dowiedziałam się o Avalon minęło już kilka dni między mną i moim mężem wcale nie było dobrze. Unikaliśmy się nawzajem, chociaż ja wolałam to nazywać ignorowaniem. Nie zrobiłam niczego złego, a to raczej on miał mnie za co przepraszać. Alice oczywiście zdążyła mi już powiedzieć o tym, że za kilka dni między nami będzie jak dawniej, ale nie potrafiłam jakoś jej w to uwierzyć. Moja przyjaciółka i siostra zarazem potrafiła podnieść mnie na duchu, ale tym razem jej wesołe trajkotanie nie pomogło. 
Nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy ktoś zszedł do garażu. Nie spodziewałam się tego, aby ktokolwiek miał mi towarzyszyć zwłaszcza, że każdy w tym domu był zajęty i coś robił lub nie było go wcale. Jak na przykład mój teść, który był w pracy czy mąż, który wyszedł kilka dobrych godzin temu. 
- Omija mnie cała zabawa!
Odwróciłam się w stronę Emmetta, który stał niedaleko mnie ze skrzyżowanymi rękami na piersi. Wampir wpatrywał się we mnie złocistymi oczami jakby z żalem, że nie zaproponowałam mu malowania ścian. Przewróciłam oczami. 
- To łap. - mruknęłam i cisnęłam przed siebie pędzlem, który ociekał białą farbą. Brunet złapał go w ostatniej chwili, ale mimo wszystko kilka kropelek farby wylądowało na jego twarzy. Chłopak chyba nie wyglądał na zadowolonego, a ja nie mogłam ukryć faktu, że ta drobna rzecz bardzo poprawiła mu humor. Przygryzłam wargę obserwując jak wyraźnie zaskoczony spogląda to na mnie, a to na – Do twarzy ci w białym.
- Chcesz zobaczyć czy tobie też będzie pasować? - zapytał obracając pędzel w dłoniach. Robił to tak szybko, że zwykły człowiek z pewnością nie zobaczyłby niczego. Resztki farby z końcówki pędzla popędziły we wszystkie strony osiadając na każdej napotkanej rzeczy. W tym również i na mnie. Przewróciłam oczami. Przez chwilę lustrowałam wzrokiem wampira, który wciąż machał pędzlem. Przygryzłam delikatnie wargę. Mogłam się założyć, że nie minęła nawet sekunda, kiedy schyliłam się do wiaderka z farbą, żeby zanurzyć w nim dłonie i tym co mi zostało na rękach obrzucić Emmetta.
Potrzebowałam tego. 
Żeby odpędzić swoje myśli od tego wszystkiego co działo się w ostatnim czasie. Edward mnie zranił nie mówiąc mi prawdy na temat Avalon. Przynajmniej jego brat potrafił skutecznie odpędzić moje myśli od tego wszystkiego i na chwilę zająć mnie czymś innym niż rozpamiętywanie tego co się zdarzyło. 
Powinnam się w pewnym momencie opamiętać – w tym, kiedy większa zawartość wiaderka wylądowała na mnie, ale nie potrafiłam. Zbyt dobrze się bawiłam w towarzystwie swojego szwagra, że zupełnie zapomniałam o tym, że jestem już dorosłą kobietą, której wypada się zachowywać. Nawet nie zauważyłam tego, że do garażu weszło jeszcze więcej osób. 
- Ech, Bello...
Mój chichot i donośny śmiech Emmetta ucichły naprawdę szybko. Odgarnęłam zafarbowane na biało włosy z twarzy, aby spojrzeć prosto na mojego męża. Świetnie, nie dość, że mnie okłamuje to jeszcze teraz psuje mi dobrą zabawę? Medal z całą pewnością się należy. 
- Blady się zrobiłeś, braciszku. - zauważył brunet odstawiając wiaderko na podłogę. On sam nie wyglądał lepiej niż ja. Oboje z pewnością wyglądaliśmy jakbyśmy dopiero co skończyli remontować przynajmniej kilkanaście pomieszczeń. Chociaż wątpiłam w to, aby ktokolwiek po remoncie był cały – dosłownie cały w farbie. Chyba nawet miałam ją w ustach, ale to nie był najważniejszy problem.
- Blady to on jest całe życie – wymamrotałam pod nosem. Zauważyłam, że Edward przewrócił oczami.
- Możemy porozmawiać? - zapytał ignorując słowa swojego brata oraz moje.
- Maluję. - odparłam. Nie skończyłam jeszcze malować garażu. Co z tego, że farby już nie było. Przynajmniej miałam jakąś wymówkę do tego, żeby go zbyć. Chociaż wiedziała, że z jego uporem to nie będzie wcale takie łatwe.
- Nie masz już czym malować – zauważył słusznie. Zauważyłam, że Emmett dyskretnie się wycofał z garażu. Świetnie! On też musiał mnie teraz zostawić samą z panem Wiem Wszystko Lepiej? - Nie rozmawialiśmy od kilku dni.
- Naprawdę? Nie zauważyłam.
- Nie mówiłem ci o tym, bo nie chciałem cię niepotrzebnie straszyć. - powiedział. Zupełnie jakby to miało coś znaczyć. - Myślałem, że to tylko krążące plotki, a ona...
- Zapominasz o tym, że nie jestem już bezbronnym człowiekiem, który nie wie jak się obronić. Jestem również twoją żoną od siedmiu lat o ile jeszcze o tym nie zapomniałeś, a z tego co wiem mąż i żona powinni się wspierać i mówić sobie o wszystkim. Jestem również matką twojego dziecka, któremu grozi niebezpieczeństwo. Naprawdę sądzisz, że nie powinnam wiedzieć o tego typu rzeczach? - wydusiłam z siebie zmuszając się do tego, aby na niego spojrzeć. Zranił mnie i musiał zdawać sobie z tego sprawę. Nie miałam najmniejszego zamiaru go bronić.
Bolało mnie to, że wciąż traktował mnie tak jakbym nic nie potrafiła. Jakby ciągle trzeba było za mną chodzić i pokazywać mi wszystko palcem. Nie byłam dzieckiem, a także nie byłam Bellą sprzed kilku lat. Zmieniłam się w momencie, kiedy zostałam przemieniona w istotę nieśmiertelną. Potrafiłam o siebie zadbać. Tak samo jak o swoją rodzinę o którą martwiłam się tak samo mocno jak i Edward. Nie sądziłam, że wampir będzie po tylu latach wspólnego życia wciąż mnie traktował jak nastolatkę, którą poznał jeszcze w liceum. 
- Jestem dorosła Edwardzie. Powinieneś wziąć to pod uwagę.
Nie czekałam już na jego odpowiedź. Może nie byłam jeszcze gotowa na rozmowę z tym o tym. Odłożyłam pędzel i wyszłam z garażu. Musiałam doprowadzić się do porządku. Zarówno fizycznie jak i psychicznie

Aurora 

Drobna wampirzyca szła przed siebie pewnym krokiem. Miała na sobie sięgającą ziemi czarną szatę chroniącą ją przed promieniami słońca, które zdradziłyby kim tak naprawdę jest. Będąc nawet w środku nie ściągnęła z głowy czarnego kaptura. Była jednym z najnowszych wampirów należących do Volturi. Chociaż wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że Aurora jest bardzo niezależna. Nie przywiązywała zbyt dużej uwagi do tego co mówił Aro czy inny z jego braci. Robiła to na co akurat ona miała ochotę. Wszyscy, a raczej tylko zapatrzony w dary wampirów Aro cenił sobie ją najbardziej. 
Za wampirzycą unosił się słodki zapach jej własnej skóry jak i świeżej ludzkiej krwi. 
Polowała. 
Chłód bijący od ścian był przyjemny, nawet jeśli dla rudowłosej temperatura nie miała żadnego znaczenia. Zatrzymała się wpół kroku słysząc jak ktoś za nią podąża. Przewróciła oczami odwracając się z gracją w stronę szpiega. Jego serce biło cicho, stanowczo zbyt cicho jak na hybrydę. 
- Starasz się. 
Melodyjny głos rozniósł się echem. Stał w cieniu spoglądając na zielonymi oczami. Nie dało się ukryć tego, że Carter był wampirzycą zafascynowany. Przyglądał się jej od dłuższego czasu. Kilka razy nawet próbował za nią pójść, ale za każdym razem Aurora go przyłapywała. Nigdy nie wydawała się być jednak za to zła. Zawsze podchodziła do niego, a drobną dłoń kładła na jego policzku, który zwykle pokryty był kilkudniowym zarostem. Spoglądała w oczy i uśmiechała się w niewinny sposób. Znikała, a on jak zwykle zapominał dlaczego tutaj się znalazł. 
- Jednak moje starania nie są wystarczająco dobre – odparł. Zrobił krok, a wampirzyca mogła wreszcie doskonale zobaczyć jego przystojną twarz. Była kobietą, nawet jeśli liczyła sobie kilkanaście wieków, to wciąż nie potrafiła odwrócić wzroku od przystojnego mężczyzny. Tymczasowo wolała trzymać się jednak z daleka od kogokolwiek. Miała już swój upatrzony cel, żyjący sobie spokojnie – do czasu - w ponurym Forks. Już się nie mogła doczekać chwili, kiedy na nią spojrzy. 
- Praktyka czyni mistrza. Twoje serce i zapach krwi... To cię zgubiło. 
Może gdyby nie te dwa istotne szczegóły Aurora wcale nie zauważyłaby obecności chłopaka. Powoli zsunęła z głowy kaptur. Kilka kosmyków opadło jej na twarz. Spieszyła się, ale chyba kilka minut spędzonych sam na sam w towarzystwie księcia nie będzie nic znaczyło, prawda? Sam Aro chciał, żeby jego syn się do niej zbliży. Powinien się cieszyć, że Carter odziedziczył urodę po matce. W innym wypadku najpewniej na pół-wampira by nie spojrzała. Och, oczywiście każdy wampir w pewien sposób był piękny, ale jednak uroda wampira bardziej zniechęcała Aurorę niż przyciągała. Na miejscu tych wszystkich biednych kobiet wolałaby trzymać się od niego z daleka. 
- Będę miał to uwadze, Auroro. Czy jest coś w czym mógłbym ci pomóc? - zapytał. 
Był młody i zapatrzony w starszą od siebie wampirzycę, a dla niej to było coś niezwykłego. Od wieków mężczyźni się za nią oglądali, ale jednak zaloty Cartera miały w sobie coś zupełnie innego. Wiedziała, że tu nie chodziło tylko to, że Aro kazał mu być blisko niej. Brunet sam z siebie chciał być przy niej. A wszystko zaczęło się jeszcze kilkanaście miesięcy temu, kiedy pojawiła się w mieście. Była zaskoczeniem dla wszystkich, a zwłaszcza dla potężnej trójcy, która nie spodziewała się przyjazdu Aurory. Wyjechała nagle i pojawiła się równie niespodziewanie. Pewnie dlatego Carter jej tak pilnował, aby przypadkiem nie zginęła mu na kilkanaście lat. 
- Jeśli będę potrzebować twojej pomocy to nie zapomnę cię o tym poinformować – powiedziała miękko. - Twoja lojalność względem mnie jest zdumiewająca. Niedługo będzie nas czekać poważna misja, Carterze. Wtedy będę cię potrzebować. 
Nie chciała mu jednak zdradzać zbyt wielu planów. Póki co wolała, aby chłopak żył sobie swoim spokojnym życiem w Volterrze. Nawet jeśli stale był przez kogoś pilnowany. Dopóki nikt nie wiedział o jego istnieniu był bezpieczny. Skinęła na niego głową odwracając się do hybrydy plecami. Wolnym krokiem ruszyła w stronę sali, gdzie przebywał Aro, Kajusz i Marek. Chociaż wiedziała co mają jej do powiedzenia i tak będzie musiała udawać zaskoczoną. 
Pchnęła ogromne drzwi wchodząc do środka. W tym też momencie zrzuciła z siebie szatę. Kątek oka spojrzała na wampira stojącego niedaleko drzwi. Puściła mu oczko. Zatrzymała się przed trzema tronami (o ile mogła je tak nazwać). Przyjrzała się każdemu wampirowi z osobna, 
- Znowu polowałaś na ludzi w mieście. - zauważył Kajusz. Jako jedyny z braci nie podzielał ich entuzjazmu względem Aurory. Och, naprawdę trzymał urazę sprzed wieków, kiedy odważyła mu się postawić? Mało kto wspominał ten mały wypadek. Zresztą, gdyby tamta kobieta Aurory nie zdenerwowała wcale nie wyrzuciłaby jej z wieży. Tylko po prostu skosztowała jej krwi. I tak czekałby ją nędzny los. 
- Wybacz, Kai – rzuciła przewracając oczami – czyżbyś obawiał się o jakieś nierozsądne dziewczę, które przypadkiem mogłoby trafić w moje łapki? - spytała trzepocząc rzęsami. Mogli jej nie denerwować. 
- Bracie, spokojnie. Aurora przyjechała do nas w celach pokojowych, prawda kochanie? 
- Zawsze, Aro. 
I to było akurat kłamstwo, ale żadne z nich nie musiało o tym wiedzieć. Potrzebowała jedynie wsparcia, a że oni jej ślepo wierzyli to nie mogła odmówić. 
- Mamy pewien problem. Widzisz Avalon wróciła... 
Wiedziałam.

1 komentarz:

  1. Hej ^^
    Tak, pamiętałam! Gorzej było z tym, żeby w końcu się za komentarz zabrać, ale dobrze wiesz, że ja nie zadowalam się nic nieznaczącym "fajnie". Najwyraźniej na komentarz też trzeba mieć wenę, a ta bywa w moim przypadku dość kapryśna.
    Uwielbiam Bellę w Twoim wykonaniu. No po prostu uwielbiam i tyle - zwłaszcza kiedy przypomina Edwardowi, co to znaczy, że jest niezależną kobietą, matką i nieśmiertelną. Jego charakteru nigdy nie lubiłam i nie polubię, ale to inna kwestia.
    Scena z farbą epicka, ale czego innego można było spodziewać się po wspólnym malowaniu z Emmett'em? Podobała mi się ta scena, a już zwłaszcza odzywki Belli i do męża. Też nie byłabym zadowolona, gdyby bliska mnie osoba próbowała raczyć mnie kłamstwami, traktując jak dziecko. Tak więc brawo, Bells! Trzymaj tak dalej - niech się postara o wybaczenie, nawet z tymi miodowymi oczami i cud urodą. Tak, ja wiem, że dla książkowej Belli nie do pojęcia byłoby boczenie się na "bladego całe życie" (padłam xD), ale... No nie zniosłabym, gdyby i w Twoim wykonaniu ona non stop się nad nim rozpływała ^^
    Już lubię Aurorę - i za imię, i za charakter. Poza tym podoba mi się stosunek owego Cartera, więc chyba będę team C&A (przypadek? xD) o ile takowy istnieje. Sposób w jaki zwracała się do Kajusza był epicki, a ta wzmianka o wyrzuceniu kobiety przez okno... Eee, bezpośrednia dziewczyna, nie ma co. Poza tym intryguje, a ja to uwielbiam :D
    Czekam na kolejny. Trzymam za słowo, że będzie w tym roku i już postaram się, żeby dokładnie tak było.
    Weny,
    Twoja Ness ^^

    OdpowiedzUsuń