3 października 2015

Rozdział Drugi

    Powinnam wyczuć, że ktoś się do mnie zbliża. Byłam jednak zbyt pochłonięta tym co powiedział, a raczej czego mi nie powiedział Edward. Nie zwróciłam uwagi na to, że jeden z zmiennokształtnych ma zamiar się na mnie rzucić. Słysząc głos Paula drgnęłam, cofnęłam się o kilka kroków, ale mimo to wilk nie wycofał się. Nadal miał ochotę mnie zaatakować, odsłonięte zęby, najeżona sierść... Jeszcze kilkanaście lat temu taki widok bez wątpienia by mnie przeraził, ale teraz byłam wręcz obojętna na śliniącego się kundla. Przybrałam pozycję obronną gotowa w każdej chwili rzucić mu się gardła, gdyby tylko starał się mnie zaatakować. Chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie odważy się tego zrobić. W momencie, kiedy Indianin wbiegł między nas miałam ochotę go odepchnąć i rozprawić się wilczkiem osobiście, ale robiąc to tylko narobiłabym większych problemów. Z daleka słyszałam jak już tu ktoś biegnie. Nie powinnam się chyba dziwić, w końcu mogli sobie czytać w myślach i bez problemu dotarła już do kogoś wiadomość o tym, że wampir znajduje się na ich terenie. Zmarszczyłam nos, kiedy nieprzyjemny zapach zaczął się nasilać. I pomyśleć, że jako człowiek nie wyczuwałam żadnej różnicy. Oni po prostu śmierdzieli; tak samo jak my dla nich. Co było trochę nawet zabawne.
- Wystarczy! Oboje się uspokójcie! - warknął chłopak rozkładając ramiona, przez co wyglądał na jeszcze większego niż był w rzeczywistości. Wypuściłam powietrze z płuc prostując się niczym struna. Znacznie łatwiej było wejść na ich ziemię, kiedy byłam człowiekiem. Wtedy przynajmniej nikt się na mnie nie rzucał. Chociaż... Pokręciłam lekko głową.
- Macie problem z tresurą? - Zażartowałam. Stanęłam na palcach, żeby dostrzec kto idzie w naszą stronę. Zmieniając się w wampira niestety nie przybyło mi kilku centymetrów wzwyż i nadal byłam niska. - Chciałabym porozmawiać z Jakiem, jest gdzieś może?
   Paul uniósł nieco brwi do góry. Nie wiedziałam jakie stosunki są teraz między nimi i chyba nawet nie chciałam wiedzieć, dawno nie sprawdzałam co u nich, przez co poczułam się źle. Nadal traktowałam ich jako przyjaciół. Chyba jednak słowo "przyjaciele" powinnam zmienić na sojuszników. Wszystko się zmieniło w przeciągu ostatnich kilkunastu lat. Dojrzałam i chociaż już nie mogłam się zmienić fizycznie z nastolatki stałam się kobietą, żoną i matką. I to wszystko mając nadal te cudowne osiemnaście lat...
- Dobrze cię widzieć, Bella. - rzucił z przekąsem. Raczej nie byłam tu mile widziana, zwłaszcza po przemianie, ale przecież nikomu nie robiłam krzywdy, ani tym bardziej w całym swoim wampirzym życiu nie zabiłam żadnego człowieka. Indianie nie mieli na mnie nic złego, och pomijając fakt, że właśnie bez zaproszenia wpadłam na ich teren, ale tego właśnie wymagała sytuacja. Gdyby było inaczej grzecznie zaczekałabym przed granicą, aż ktoś łaskawie będzie chciał do mnie podejść i zapytać się jaki mam problem. - Jest nowy, dopiero kilka dni temu się przemienił. Nie wyjaśniliśmy mu jeszcze tego, że jesteście tymi dobrymi.
- Cudownie - westchnęłam powstrzymując się przed przewróceniem oczami. Nie przyszłam tu, żeby prowadzić rozmowy na temat nowych wilków w stadzie. Westchnęłam cicho zaciskając usta w wąską linijkę. Chciałam tylko porozmawiać ze swoim przyjacielem, a raczej wyciągnąć z niego siłą to czego mi nie powiedział Edward. - Naprawdę nie chcę się powtarzać, ale...
   Zmiennokształtny, który próbował na mnie naskoczyć warknął nagle odsłaniając zębiska. Zacisnęłam dłonie w pięści i odwdzięczyłam się tym samym. Niech sobie nie myśli, że może bez powodu na mnie naskakiwać. Nie interesowało mnie to, że jestem na ich terenie. Mogłam tu przebywać, na upartego znalazłby się jakiś sposób. Zrobiłam kilka kroków do tyłu, dając do zrozumienia chłopakowi, że nie mam złych zamiarów, ale szczerze wątpiłam, aby to go uspokoiło. I jak tu wyjaśnić komuś z takim wybuchowym charakterem, że nawet będąc wampirem mogę być dobra?! Nie chciałam ich skrzywdzić, a przynajmniej nie Paula czy resztę sfory, ten nowy zaczynał mi działać na nerwy i nie wyglądało na to, żebyśmy byli się w stanie dogadać. Wzniosłam oczy ku górze...
- Bella!
  Boże, ile razy jeszcze dzisiaj usłyszę swoje imię? Odwróciłam na moment głowę, aby spojrzeć na drugą stronę rzeki. Nikogo jeszcze nie widziałam, ale słyszałam jak zbliża się kilka osób. To Alice zobaczyłam jako pierwszą. Wampirzyca z gracją zatrzymała się tuż przy rzece. Zaraz po niej wyłonił się jej mąż oraz Rosalie. Ta druga posłała mrożące krew w żyłach spojrzenie w stronę mieszkańców rezerwatu. Nadal miałam wrażenie, że traktują mnie jak nieświadome niczego dziecko. Ech, momentami czułam, że nawet Renesmee jest traktowana jako równa im, a ja niczym małe dziecko. Oczywiście to pewnie były tylko moje podejrzenia, ale kto tak naprawdę wiedział co się wewnątrz nich kryje.
    Nagle poczułam ogarniający mnie spokój. Przymknęłam na moment powieki rozkoszując się spokojem, który zniknął tak szybko jak tylko się pojawił. Nie chciałam, żeby moja rodzina się w to wtrącała. Skąd w ogóle wiedzieli, że tutaj jestem? Zaraz też straciłam nimi zainteresowanie wbijając wzrok w zmiennokształtnego, który wpatrywał się we mnie rozwścieczonym wzrokiem. Ugh, miałam ochotę mu pokazać, że wcale nie jest taki ważny w tym momencie.
- Paul, gdzie jest Jacob? Muszę z nim koniecznie porozmawiać. To dla mnie naprawdę ważne. - kładłam nacisk na każde słowo z osobna. Już chyba ze trzy razy się pytałam, gdzie on do cholery jest, a nadal nie otrzymałam odpowiedzi. - I uspokój tego szczeniaka, bo nie ręczę za siebie.
- Na plaży, nie wiem czy to dobry pomysł...
   Ale mnie już nie było.
Chciałam wszystko załatwić na spokojnie, ale nie dali mi innego wyjścia. Chciałam jak najszybciej porozmawiać z przyjacielem. Niepokoiło mnie zachowanie męża, ukrywał coś przede mną, a to nie wróżyło niczego dobrego. Jeśli byliśmy w niebezpieczeństwie chciałam o tym wiedzieć. Jako jego żona miałam prawo wiedzieć o wszystkim co go dręczyło. Miałam być dla niego wsparciem, a tymczasem traktował mnie tak jakbym nadal była dzieckiem i nie miała pojęcia o tym co się dzieje. Faktycznie nie miałam pojęcia, bo nie pisnął, ani słówkiem. Słysząc ocean oraz jak ktoś idzie po piasku zmieniłam tempo na ludzkie. Wyszłam z lasu wchodząc prosto na plażę. Bez problemu dostrzegłam swojego przyjaciela, kiedy ten chodził blisko wody. Westchnęłam cicho, a po chwili ruszyłam w jego stronę. Byłam też zła na niego. Głównie za to, że nie zadzwonił czy nie napisał o tym, że Edward u niego był. Nadal byliśmy przyjaciółmi i zobowiązywał nas niepisany pakt mówienia sobie ważnych rzeczy. Skoro mój mąż wolał trzymać język za zębami trzeba było przeciągnąć Jake na swoją stronę. Chłopak jak zwykle chodził bez koszuli, a mnie zawsze zaskakiwał tym, że było mu tak gorąco. Na całe szczęście, kiedy przychodził odwiedzić Renesmee zakładał jakąś koszulę, nawet jak mu się to nie podobało. Odchrząknęłam cicho, aby zwrócić na siebie jego uwagę. Nie potrafiłam się nie uśmiechnąć – nadal się we mnie gotowało to co zdarzyło się kilka minut wcześniej, ale Jacob to był Jacob, mimo bycia irytującym nadal był moim najlepszym przyjacielem, który znał mnie na wylot.
- Bells... - rzucił nagle się zatrzymując. Wbił we mnie wzrok, mogłabym przysiąc, że dostrzegłam w znajomych tęczówkach błysk strachu. Że niby ja taka straszna? Ruszyłam w stronę chłopaka wolnym krokiem. Mam nadzieję, że będzie miał coś dobrego na swoją obronę, bo po dzisiejszym spotkaniu z mężem nie byłam w humorze, a potem jeszcze przyczepił się tamten szczeniak. Zapach, który wydzielał chłopak zmusił mnie do tego, żebym zatrzymała się prawie dwa metry od niego. Ugh, czasami naprawdę żałowałam, że wraz z przemianą musiałam zyskać tak czuły węch. Uniosłam delikatnie głowę do góry – tak, tak, przez niski wzrost – i spojrzałam mu prosto w oczy. Musiał wyczuć, że coś jest nie tak, a jeśli nie, to zaraz się o tym przekona na własnej skórze.
- Wiem, że był u ciebie Edward. - zaczęłam nie mając czasu na to, aby bawić się w obwijanie w bawełnę. Teraz na całe szczęście, kiedy się zdenerwuje nie będzie mógł usłyszeć przyspieszonego bicia serca lub czerwonych policzków. Stałam wyprostowana, odnosiłam wrażenie, że zachowuję się chłodno, ale właśnie o to mi chodziło. Nie miałam zamiaru udawać, że jestem szczęśliwa widząc swojego przyjaciela. W tym momencie byłam bardziej zirytowana jego obecnością. - I wiem też, że o czymś rozmawialiście...
- Pytaj się mężusia... Ała! Ała! - pisnął, kiedy w sekundzie znalazłam się obok niego i zacisnęłam dłoń na jego nadgarstku. Z łatwością mogłabym go złamać, ale nie w tym był mój cel. - Dobra! Dobra, przestań! Nie oddam ci tylko dlatego, że jesteś moją przyjaciółką i kobietą...
  Prychnęłam. Od kiedy do Jacob ma problem z tym, aby mi oddać? Oczywiście nigdy specjalnie mnie nie uderzył, to były zwykłe przepychanki między dwójką przyjaciół. Nic więcej. 
- Mów. - syknęłam odsuwając się. Jednak nie byłam w stanie stać bliżej niego. Zapach... Ech, wszystko lepsze niż mokry pies.
   Widziałam, że Jake ma opory przed tym, aby cokolwiek mi powiedzieć. Coraz bardziej byłam zirytowana tą sytuacją. Nie doszłoby do tego, gdyby Edward nie ukrywał niczego przede mną. Rozumiem, że chciał pewnie owy problem rozwiązać sam, ale przecież lata temu obiecałam mu, że będę z nim na dobre i na złe. Czy to o czym rozmawiali z chłopakiem było naprawdę, aż takie złe, że nie mogłam o tym wiedzieć? A może to ja byłam w niebezpieczeństwie i dlatego postanowił trzymać mnie od tego z daleka? Szkoda, że nie potrafiłam tak jak mój mąż czytać w myślach. Życie byłoby wtedy o wiele łatwiejsze, a ja nie musiałabym się niepotrzebnie męczyć tutaj z chłopakiem, aby wymusić na nim kilka prostych zdań. 
- Edward mi tylko opowiadał o kimś...
  Mówił coś jeszcze, ale ja nie byłam w stanie zrozumieć ani słowa. Opowiadał mu o kimś, nigdy nie podejrzewałabym mojego męża o zdradę, ale wystarczyła taka krótka wzmianka o tym, a przed oczami od razu miałam czarne scenariusze. Mój Edward i jakaś inna kobieta? To nie mogło się zdarzyć, to z całą pewnością nie była prawda. Zacisnęłam dłonie w pięści, wpatrywałam się w spokojny ocean. To co działo się ze mną w środku... Nie mogłam znaleźć odpowiednich słów, aby opisać mój wewnętrzny stan. Gdyby moje serce nadal biło waliłoby jak oszalałe, a policzki pokryłyby się purpurą ze złości i smutku. 
- Ziemia do Belli! - pstryknął mi palcami przed oczami, podskoczyłam lekko do góry mając ochotę się go zapytać co mu strzeliło do łba, ale się powstrzymałam. Głos zapewne by mi drżał. - Słuchasz mnie w ogóle? Powiedziałem, że mówił mi o takiej jednej wampirzycy. Podobno jak Nessie była mała też jej o niej mówił. Jakieś imię dziwnie...
- Avalon? - podsunęłam. Chodziło tylko o to? O jakąś głupią bajeczkę wymyśloną przez jedne z najstarszych wampirów na świecie? Słysząc moją podpowiedź wilk pokiwał radośnie głową.
- Dokładnie o nią... Czekaj, czekaj... Edward nie wspomniał ci o tym ani słowem? - był w szoku. Wyraźnie to wiedziałam, ale co miałam poradzić na to, że mój własny mąż miał przede mną jakieś sekrety? Chłopak mruczał jeszcze coś pod nosem, ale ja już go nie słuchałam. Przecież ta cała historia o Avalon była tylko bajeczką. Wymyślił ją Aro, prawda? Edward i Carlisle przekonywali mnie, że ona nie istnieje i tak naprawdę nie mam się czego bać. Zwykła bajeczka, powtórzyłam w myślach.
- Nie, Edward mi nic nie powiedział. - odpowiedziałam spuszczając głowę na bok. Brakowało mi trochę tego, że nie mogłam już obok niego usiąść i przytulić się tak jak kilkanaście lat temu. Że już nie byliśmy ze sobą tak blisko. Nagle tak po prostu usiadłam sobie na piasku. - Wpadł do domu twierdząc, że nic się nie stało. Chyba się pokłóciliśmy.
- Słaby jestem w związkach... Naprawdę nic ci nie powiedział? - usiadł obok mnie trzymając się jednak na dystans. No tak, zapach dawał o sobie znać, ale to nie dziwiło mnie ani trochę.
- Masz problem ze słuchem? - warknęłam. Ile razy można było mu to powtarzać? - Pytałam się co zrobiłeś, on powiedział, że nic takiego i tylko rozmawialiście, chciałam więcej odpowiedzi, a on milczał. Zagroziłam mu, że przyjdę tutaj, powiedział „Bello”, a ja kazałam mu przestać „Bellować”. Tak w skrócie.
- Myślę, że to on powinien ci to wyjaśnić, Bello. Mówił mi o Avalon, kim ona jest i inne informacje.
- Jake, ona nie istnieje. Po co miałby ci o niej mówić?
- Skąd mam wiedzieć? Przyszedł i powiedział, a potem jeszcze coś mamrotał o Renesmee, ale tego już nie słuchałem. Chyba chodziło o to, że powinienem jej powiedzieć o wpojeniu, ale... - urwał, aby wziąć głęboki wdech. - Nie potrafię z nią siąść i powiedzieć jej, że jest na mnie skazana na całe życie, bo postanowiłem się w niej „zakochać”. Chcę, żeby ona też... To odwzajemniła.
  Jeśli chodziło o relację mojej córki z Jacobem postanowiłam się nie wtrącać. Nessie była dorosła i sama powinna podejmować decyzje. Żadne z nas nie miała prawa zmusić jej do tego, aby Jake kochała. Z tego co przyjaciel mi opowiadał wiedziałam czym jest wpojenie. W jaki sposób to działa, ale mimo wszystko nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Sam i Emily doskonale się dogadywali, byli małżeństwem już długi czas i było widać, że wpojenie wyszło im tylko na dobre. Zarówno Paul jak i siostra Jake. Im też się układało, chyba. 
- Jesteś dla niej ważny, ale nie wiem czy tak ważny... Wybacz źle to zabrzmiało. Musisz z nią o tym rozmawiać, a nie ze mną. I będzie lepiej jak powiesz Renesmee o wpojeniu. Im szybciej się dowie tym prędzej poznasz odpowiedź. - powiedziałam uśmiechając się łagodnie. Podniosłam się z ziemi, otrzepałam piasek ze spodni gotowa do drogi powrotnej. Chyba zamiast wrócić do Edwarda pójdę prosto do reszty. Musiałam jeszcze z kimś porozmawiać o Avalon. Skoro to miała być tylko bajka dlaczego Edward zrobił z tego taką wielką tajemnicę? - Miło było cię zobaczyć, aha... I przepraszam za rękę. Trochę się zdenerwowałam.
- Myślałem, że syndrom nowo narodzonego wampira już ci przeszedł. - zażartował.
- Ha, ha. Nie jesteś zabawny, Black. 
  Pożegnałam się i biegiem ruszyłam w drogę powrotną. Liczyłam, że teraz nie spotkam na swojej drodze tamtego wilka. To mogłoby się źle skończyć, a ja nie chciałam w żaden sposób naruszać paktu, który nas obowiązywał ze sforą. Dopóki żyliśmy w zgodzie wszystko było w porządku. Nie potrzebowaliśmy żadnych nowych problemów. 

    Kręciła się po mieście szurając nogami. Wzrok miała wbity w chodzik, a ludzie, którzy ją mijali mamrotali coś o idiotce, która nie potrafi chodzić. Ignorowała ich wszystkich. W myślach powtarzała, że musi być spokojna. Wystarczyła chwila, a ulica pokryta byłaby krwią niewinnych ludzi. Przystanęła przy sklepie spożywczym. Nie miała zamiaru tam wchodzić. Powoli uniosła głowę, wzrok wbiła w swoje odbicie w szybie. Włosy miała w nieładzie, blada cera i puste oczy bez wyrazu. Zabrała jej wszystko co kochała. Drgnęła niespokojnie na samą myśl o swojej kochanej, małej siostrze. Sama do tego dopuściła. Gdybym tylko trzymała język za zębami! Pomyślała zaciskając mocno oczy. Szybkim krokiem ruszyła przed siebie. Czy się jej będzie to podobać czy nie odzyska to co jej odebrano. Szybciej niż wszyscy się spodziewają.

_____________________________
Witam się ładnie z drugim rozdziałem. Mam nadzieję, że się podoba, jak są jakieś błędy to głośno krzyczeć, a wszystko poprawie. c; Enjoy! (: 

2 komentarze:

  1. Hej ^^
    Ty tu tworzysz następny, a ja dopiero pojawiam się z komentarzem. Brawo ja! Ale kiedyś trzeba było się zmobilizować, więc nie jest źle - w końcu lepiej późno niż wcale, prawda?
    Jednak zaskoczyłaś mnie atakiem na Bellę, bo to zupełnie inna osoba niż ta o której myślałam. Paul chyba zawsze będzie na nie, nawet po tych wszystkich latach, więc jego zachowanie mnie nie dziwi. No i wataha się rozrasta, a to o czymś świadczy, bo to głównie wpływ wampirów uaktywniał geny - a przecież przez długi czas mieli spokój, więc nie może chodzić tak po prostu o Cullenów.
    Jacob i Bella mają całkiem dobry kontakt, chociaż widać, że oboje już rozumieją, czym są te "cyrki z zapachami". No cóż, przynajmniej dalej się lubią xD Edward powinien nauczyć się, że nie ma co ukrywać przed żoną nawet najbardziej błahych rzeczy, chociaż obie wiemy, że legendzie o Avalon daleko do takiej zwyczajnej banalności. Czekam na ten wątek i na jej pojawienie się równie niecierpliwie, co i Ty.
    No i końcówka... W końcu :D Mały fragmencik z pewną osobą, ale za to jaki satysfakcjonujący. Tym bardziej czekam na kolejny ;)
    Weny, kochana.
    Nessa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, cudowne zakończenie. Wprowadza...hymm, jaką zagadkę? ( wiesz o co mi chodzi XD).
    Podoba mi się też, że mimo, to iż Twoje opowiadanie jest na podstawie ZMIERZCHU, to bohaterowie ( mimo imion itp) są zupełnie inni, np. Bella - moim zdaniem, różni się od tej książkowej wersji :) - . Wprowadzasz swoje porządki (super!).
    Ciekawi mnie również jak dalej rozwinie się wątek Reneesmee i Jacoba, bo wydaje mi się,że masz na nich bardzo ciekawy pomysł :D.
    Dlatego nie tracę czasu i lecę czytać dalej.
    Całuski Charlotte :*

    OdpowiedzUsuń