20 marca 2016

Rozdział siódmy

Bella

Tak naprawdę nie byłam pewna czy udanie się do domu Charliego będzie dobrym pomysłem. Co prawda stęskniłam się za ojcem i chciałam też dowiedzieć się co u niego słychać. Dawno się z nim nie widziałam, a rozmowy telefoniczne po prostu mi nie wystarczały. Wiedziałam od Jake, że nowa, a właściwie już nie tak nowa partnerka mojego ojca dobrze się nim zajmuje. Przynajmniej miałam tą pewność, że nie spali przypadkiem domu podczas odgrzewania sobie obiadu, a wiedziałam, że był do tego zdolny. Zdążył mi to udowodnić podczas wspólnego mieszkania. 
Jak tylko przede mną pojawił się dobrze mi znany biały dom, a właściwie już nieco poszarzały uśmiechnęłam się. Będę musiała zagonić kogoś do odmalowania domu ojca. Nie był już tak młody i nie miał tyle siły co wcześniej, a ja po prostu nie chciałam, żeby się męczył niepotrzebnie, kiedy ktoś może to zrobić za niego. Sama właściwie też mogłam się za to zabrać, dzięki Emmett'owi na pewno poradziłabym sobie z takim czymś jak odmalowanie domu. Zatrzymałam się na podjeździe. Zdążyło się już całkiem dobrze rozpadać. Przynajmniej do domu nie miałam daleko. Wysiadłam z auta jako pierwsza, a Hayley zrobiła to zaraz po mnie. Korzystając z tego, że było dość ciemno, a nikogo tu nie było wykorzystałam wampirzą szybkość i przeniosłam się na ganek, gdzie schroniłam się przed deszczem. Dziewczyna dołączyła do mnie chwilę potem. Uśmiechnęłam się do niej lekko. Mogłam skorzystać z klucza, który znajdował się pod wycieraczką, a gdzieżby indziej, ale wolałam jednak nie przestraszyć ojca. Słyszałam, że oglądał mecz, a w kuchni ktoś się kręcił. Najpewniej Sue. Zapukałam kilka razy głośno do drzwi. Z domu dobiegły mnie krzyki, aby Charlie poszedł otworzyć. Ciężkie kroki w stronę drzwi uświadomiły mi, że zbliża się tata. Czułam się dziwnie podekscytowana tym, że znowu będę mogła go zobaczyć i z nim porozmawiać. Nawet jeśli tak naprawdę przyjechałam tu, aby na spokojnie wyciągnąć informacje z Hayley. Minęła chwila zanim drzwi się otworzyły, już zapomniałam, że ludzie robią rzeczy o wiele wolniej niż wampirzy, pół wampiry czy zmiennokształtni. Uśmiechnęłam się szeroko, kiedy zobaczyłam nieco już zmęczoną życiem twarz ojca. Zrobiłam krok do przodu i po prostu go do siebie przytuliłam stęskniona za mężczyzną. Ja i Charlie nigdy nie przepadaliśmy za okazywaniem sobie emocji, odziedziczyłam to po nim. Nigdy nie byłam otwarta tak jak mama, wszystko trzymałam w sobie. Po przemianie i urodzeniu Renesmee wiele rzeczy się zmieniło, w tym też moje podejście do emocji.
- Cześć tato – przywitałam się raz jeszcze go ściskając. Odsunęłam się jednak szybko. Musiał być pewnie zaskoczony moją nagłą otwartością i nieco zakłopotany. Zwykle kończyło się na lekkim, trzy sekundowym uścisku.
- Bells, cześć – odpowiedział. Spojrzał w stronę mojej towarzyszki i zmierzył ją wzrokiem – koleżanka? Wejdźcie, proszę.
Przepuścił nas w drzwiach. Od razu uderzył we mnie zapach pieczonego ciasta i cynamonu. Pewnie jeszcze jako człowiek tylko odliczałabym, aż będę mogła zasmakować tego wypieku, a teraz nie robiło to na mnie najmniejszego wrażenia. Skierowałam się w stronę salonu, wcześniej ściągając z nóg buty. Naprawdę nie wierzyłam, że ten dom znowu jest taki... radosny. Po mojej wyprowadzce nie było tu tak... sama nie wiem, jasno? Sue wniosła wiele życia do tego domu, a po nieprzyjemnym zapachu, który wydzielały wilki z La Push byłam pewna, że Seth jest częstym gościem w domu mojego ojca. 
- Wiem, że powinnam uprzedzić zanim przyjadę, ale potrzebowałam jakiegoś spokojnego miejsca, gdzie mogłybyśmy porozmawiać – rzuciłam prosto z mostu – oczywiście jeśli się zgodzisz, mogłabym dziś zostać na noc?
Nie byłam pewna czy chciałabym wrócić do domu. Nikt z domowników nie wiedział, gdzie jestem. Decyzję podjęłam momentalnie, wcześniej nawet się nad tym nie zastanawiałam, więc nie było możliwości, że by mnie tu znaleźli. Chyba, że przejechaliby się po Forks i zauważyli auto stojące przed domem ojca. A jak na razie byłam tutaj jak najbardziej bezpieczna. 
- Stało się coś? Pokłóciłaś się z Edwardem? - zaryzykował. Nigdy nie był dobry w tych tematach, nawet po latach ciężko było mu ze mną o tym rozmawiać, a ja naprawdę się nie dziwiłam.
- To dłuższa historia, ale tak. Mamy mały kryzys – odparłam wzruszając ramionami. Zerknęłam na brunetkę, która rozglądała się po domu. Nie winiłam jej. Też się przyglądałam i sprawdzałam co się zmieniło.
- Jesteście młodzi, zażegnacie kryzys szybciej niż myślisz. I oczywiście możesz zostać, obie nawet jeśli chcecie – dodał szybko zerkając na dziewczynę.
- Dziękuję panu bardzo, ale nie wiem czy to będzie dobry pomysł – powiedziała dziewczyna. Chyba nie dziwiłam się temu, że jest nieco speszona, chociaż to mi wcale nie pasowało do dziewczyny z takim charakterem. Ale na pewno musiała się czuć niezręcznie tutaj, a tak przynajmniej przypuszczałam.
- Hayley i ja zostaniemy, będziemy w moim starym pokoju, o ile wciąż jest tam dostęp.
- Niczego nie ruszałem, Seth tylko czasami tam sypia – powiedział i wzruszył lekko ramionami. Po chwili z kuchni wyszła partnerka mojego ojca. Uśmiechała się ciepło do nas. Byłam jej naprawdę wdzięczna, że zaopiekowała się moim staruszkiem. Byłam o wiele spokojniejsza z myślą, że Charlie nie jest ciągle sam i ma kogoś bliskiego przy sobie po tym jak się od niego wyprowadziłam. Kobieta objęła mężczyznę w pasie, głowę opierając na jego ramieniu.
- Może jesteście głodne? - zapytała zerkając na mnie znacząco. Spojrzałam na Hayley, pewnie była głodna. Może chociaż trochę. - Mogłabym wam coś zrobić.
- Jeśli to tylko nie problem. Dziękuję, Sue. Pójdziemy na górę, dobrze? Zejdę do ciebie niedługo tato, chciałam porozmawiać.
- Oczywiście, Bells. Miło, że wpadłaś.
Skinęłam mu jedynie głową na pożegnanie. Wiem byłam okropną córką, która wykorzystuje dom swojego ojca, ale przecież obiecałam mu potem rozmowę. Chyba nie byłam, aż tak okropna jak mi się wydawało. Ruszyłam na górę, a Hayley zaraz za mną. Zanim jednak poszłyśmy do mnie pokazałam jej łazienkę, żeby mogła się nieco ogarnąć. Była przemoczona po swoim poprzednim spacerze. Weszłam do swojego dawnego pokoju. Dało się tu wyczuć męską rękę, a raczej chłopaka. Seth nieco tu pozmieniał i widać było, że chłopak tu sypia o wiele częściej niż „czasami”. Usiadłam na łóżku, przesuwając dłonią po miękkim, ciemnozielonym kocu. Wszystko było teraz inne, moje życie się diametralnie zmieniło, kiedy poznałam Edwarda, a potem to wszystko... Może gdybym tu nie przyjechała nigdy... Nigdy nie miałabym swojej córki i męża, którego mimo kłamstw naprawdę kochałam, nie potrafiłam sobie wyobrazić tego, że się rozstaniemy, ale widząc jak bardzo się nie stara to miałam przeczucie, że sam do tego dąży. 
Odgoniłam od siebie te myśli, kiedy weszła do pokoju Hayley. Spojrzałam na nią od razu chciałam wyjaśnień, ale musiałam dać jej trochę odpocząć. Nie chciałam być nachalna, ani nic w tym stylu. 
- Mogłabyś mi powiedzieć to co chciałaś powiedzieć nam? - zapytałam – ja naprawdę potrzebuję wiedzieć... nie mogę pozwolić, aby coś groziło mojej rodzinie.
- Przyszłam do was, bo tak naprawdę potrzebuję pomocy, ale wiem, że Avalon szuka sojuszników po całym świecie. Nie mam pojęcia ile liczy sobie jej armia, ale z każdym dniem jest ich coraz więcej. Bardzo często też wciąga w to ludzi, których potem najpewniej zmienia w wampiry czy wilkołaki. I wierz mi nie tylko wy jako nowo narodzeni jesteście niebezpieczni. Porwała moją siostrę, a raczej ją przekabaciła na swoją stronę. Idzie też po was, tego jestem pewna. Każda istota, która coś w naszym świecie znaczy z całą pewnością pojawi się na liście Avalon. Chcą zniszczyć Volturich, a raczej ona chce...
- Byłam pewna, że to bajka... o Avalon i siostrze Jane i Aleca, Edward tak mówił...
- Jakie zaskoczenie, że w ogóle małżonek o niej wspomniał – prychnęła przewracając oczami – nie wiem skąd się gość urwał, ale radziłabym ci nim porządnie potrząsnąć. Wydaje mi się, że w waszym związku to ty jesteś bardziej męska niż on... Zachowanie, oczywiście, mam na myśli zachowanie – dodała, ale chyba nawet nie myślała o tym, że mogłabym się poczuć urażona. I nie byłam. Miała trochę racji, ale nie chciałam tego przed sobą przyznać. Westchnęłam cicho układając sobie te wszystkie informacje w myślach. Nie wiedziałam po czyjej stronie tak naprawdę powinniśmy stanąć. Z jednej strony dobrze byłoby się pozbyć włoskich wampirów raz na zawsze, ale z drugiej jeśli tamci przegrają to do końca życia będziemy na czarnej liście Volturi. Żadne wyjście tak naprawdę nie było dobre i wiedziałam, ze zanim podejmę jakąkolwiek decyzję będę musiała porozmawiać zresztą rodziny. Przycisnąć ich, bez względu na to jaki skutek by to miało. Musieli zrozumieć, że nie jestem dzieckiem.
- Pomogę ci odzyskać siostrę, nawet jeśli moja rodzina się nie będzie na to zgadzać masz mnie po swojej stronie. - powiedziałam stanowczo. Ich zdanie w tym momencie się dla mnie nie liczyło. Jeśli dzięki temu będę mogła zapewnić bezpieczeństwo córce, bo nie ukrywajmy to było dla mnie najważniejsze, poświęcę się.
- Naprawdę? Chcesz się sprzeciwić rodzince wampirów i posłuchać się pokręconej wilkołaczycy, która pojawia się znikąd opowiadając jakąś bajeczkę?
- Wierzę ci. Chcę ochronić rodzinę, dlatego ci pomagam – odpowiedziałam spokojnie – ale jeśli mnie okłamałaś stanę się twoim najgorszym koszmarem.
Sama nie wierzyłam, że powiedziałam te słowa. Mogłam posunąć się do wielu rzeczy jeśli chodziło o najbliższych, zabijanie nie było mi obce, a pozbawienie życia kogoś kto mnie wykorzystał do tego, aby zdobyć swój cel byłoby tylko przyjemnością. I chciałam, żeby Hayley miała to na uwadze. Zaufałam jej teraz, miałam zamiar wprowadzić do swojego domu, do osób, które kochałam i jeśli próbowałaby mnie oszukać... Nie byłam pewna co mogłabym zrobić, ale zdecydowanie nie chciałabym być na miejscu brunetki.
- Zachowaj swoją złość na Avalon. To na niej będziesz się mogła wyżyć – powiedziała i uśmiechnęła się zadziornie. Skinęłam głową na dziewczynę. Faktycznie, będzie komu skopać tyłek.
Emmett się ucieszy.

Hej:) Po dość krótkiej przerwie (jak na mnie) przybywam z nowym rozdziałem. Wyszedł mi dość krótko, ale to chyba nie jest najważniejsze. Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem. Jesteście wszyscy cudowni. Do następnego! Mam nadzieję, że szybko się pojawię z rozdziałem.

2 marca 2016

Rozdział szósty

Hayley

Czas strasznie się jej dłużył, a przynajmniej takie miała wrażenie. Na dworze wciąż padał deszcz, ale przynajmniej na całe szczęście w domu było ciepło. Nie rozumiała po co wampiry mają włączone ogrzewanie w domu skoro nie odczuwają chłodu. Może i jej samej też to nie dotyczyło, ale mimo wszystko czuła się trochę lepiej, kiedy było cieplej. Mogła się nad tym jeszcze długo zastanawiać, ale w końcu wrócili. Była niemal pewna, że cała dziewiątka będzie zaskoczona jej pojawieniem się. Zwłaszcza, że ona ich wszystkich zna, a raczej kojarzy, a ją widzą po raz pierwszy w życiu. W salonie jako pierwszy pojawił się wampir z blond włosami. Tuż obok niego stała drobniejsza wampirzyca, spoglądała nieco niepewnie na dziewczynę, ale nie wrogo. W jej złocistych oczach można było dostrzec coś na kształt... cóż nie była zła, a raczej zaskoczona i z całą pewnością nie zamierzała się na nią rzucić z kłami, aby dostać odpowiedzi na temat dlaczego tu jest i czego od nich chce. Kobieta ścisnęła dłoń wampira. Hayley domyśliła się, że to on musi być głową rodziny. Przesunęła wzrok dalej, wszyscy byli ustawieni dwójkami, tylko jeden wampir z rudymi włosami...
- Miedzianymi. - wtrącił szybko wampir, na co Hayley tylko przewróciła oczami.
Tylko ten wampir stał sam. Nie miała czasu, aby się zastanawiać dlaczego tak jest, a jej to szczególnie nie interesowało. Miała znacznie ważniejsze rzeczy do zrobienia niż myślenie nad tym czemu akurat on nie ma pary. Ale z tego co wiedziała młoda wampirzyca stojąca najdalej w towarzystwie rudej dziewczyny musiała być jego żoną, a tamta dziewczyna, jedyna z Cullen'ów, której serce biło była jego córką. Brunetka trzymała córkę za ramię, jakby się bała, że ta jej zaraz gdzieś ucieknie. 
- Nie wydaje mi się, żebyśmy zapraszali gości – odezwał się blondyn, który wpadł tu jako pierwszy. Hayley z gracją podniosła się z kanapy i stanęła przed nim. Dostrzegła, że blond wampirzyca wpatruje się w nią ze złością. Chyba się jej nie bardzo spodobało to, że tutaj jest, ale nie przejmowała się nią. Akurat to, że jakaś blondyna za nią nie przepada było jej najmniejszym problemem.
- Wybaczcie, że nie wysłałam wcześniej zaproszenia, ale nie znałam adresu – przyznała wzruszając ramionami – jestem Hayley Marshall. Obiło mi się o uszy, że macie problem z Avalon, a raczej dopiero będziecie go mieli.
Po jej słowach nastąpiła cisza. Nikt się nie odezwał. Wszyscy spojrzeli po sobie, jakby zastanawiając się nad tym co powinni powiedzieć. Takiej reakcji się zdecydowanie nie spodziewała. Wiedziała, że oni o niej wiedzieli, a teraz wyglądali jakby usłyszeli to imię po raz pierwszy. Blondynka, chyba Rosalie wyrwała się do przodu. Jej ruchy były gwałtowne i pełne gniewu. 
- Nie mam pojęcia kim jesteś, ale nikt z nas nie będzie się słuchał jakiegoś kundla! - warknęła. Hayley cofnęła się o krok, gdyby tego nie zrobiła wampirzyca by na nią wpadła, a ona nie miała ochoty na spotkanie z marmurem. Dziewczyna westchnęła, jedynie zirytowana jej zachowaniem, a nie przestraszona jak mogłoby się wydawać. Zacisnęła dyskretnie dłonie w pięści. - Carlisle powiedz coś! Dlaczego mamy jej zaufać czy chociaż wysłuchać? Włamała nam się do domu...
- Drzwi były otwarte, więc to nie włamanie – mruknęła sama zainteresowana, ale ten fakt zdecydowanie nie miał żadnego znaczenia dla wampirzycy i jedynie pogorszyła swoją sytuację. - Możesz mnie wysłuchać lub stąd wyjść i wrócić jak skończę, ale wątpię, że będziesz chciała opuścić dom w taką pogodę. Jeszcze ucierpią twoje włosy, a to dopiero byłaby tragedia. Z łaski swojej się zamknij i się ode mnie odsuń, bo bardzo łatwo mogę stracić nad sobą panowanie, a wtedy nie będę już taka miła! - warknęła dziewczyna unosząc głowę do góry. Carlisle położył dłoń na ramieniu blondynki i zmusił ją do tego, aby się cofnęła. Nikt nie chciał przemeblowania w domu czy remontu, więc o wiele bezpieczniej było trzymać na dystans Rosalie. Wszyscy znali jej wybuchowy charakter i to że bez owijania w bawełnę pokazywała co się jej nie podoba.
- Możemy porozmawiać na spokojnie, prawda? Zwłaszcza jeśli chodzi o Avalon – powiedziała miękko Esme. Zrobiła kilka kroków w stronę Hayley. - Usiądziemy i nikt na nikogo nie będzie podnosił głosu, Rose.
- Skąd macie pewność, że ona nie jest po jej stronie?
- Wysłuchajmy jej. Hayley, racja? Opowiedz nam co tu robisz i czemu chcesz nas przed Avalon ostrzec. - poprosił łagodnie Carlisle. Odprowadził wzrokiem córkę, która zarzuciła jasne włosy na plecy i odwróciła się dumnie wracając do swojego męża, który nawet się nie odezwał słowem, a jedynie przygarnął dziewczynę do siebie. Hayley miała wrażenie, że uważał nawet na swoje ruchy, aby przypadkiem nie dotknął jej w złe miejsce, bo jeszcze dostałby po głowie. Cóż w tym związku to z całą pewnością ta blondyna robiła za faceta. Spojrzała na tego wampira z miedzianymi włosami, kiedy się przemieścił do żony i córki. Powiedział coś do brunetki, a na jej twarzy pojawiło się niezadowolenie.
- Znowu traktujesz mnie jak dziecko, Edwardzie. Dla przypomnienia jestem twoją żoną i mam tu coś do powiedzenia. Nawet jak ci się to nie podoba, a skoro twierdzisz, że jestem zbyt delikatna na tego typu rzeczy trzeba było mnie nie wprowadzać do tej rodziny – warknęła wyraźnie zdenerwowana tym co jej powiedział. Hayley miała wrażenie, że jest też w pewien sposób zraniona tym co powiedział jej mąż. Wraz z rudowłosą dziewczyną podeszły do przodu, a po chwili usiadły na kanapie obok siebie.
- Skończyliście rodzinne scenki? - zapytała zakładając ręce pod piersiami i spoglądając na każdego wampira osobno. Czułaby się znacznie pewniej, gdyby obok niej stał Anthony, ale nie mogła go ze sobą zabrać. Chciała, aby mężczyzna był bezpieczny tam, gdzie został. Więcej jej do szczęścia nie było potrzebne. Uniosła brwi do góry w oczekiwaniu na odpowiedź, a kiedy odpowiedziała jej cisza uśmiechnęła się. - W porządku... Nie muszę wam tłumaczyć kim jest Avalon, racja? Siostrzyczka piekielnych bliźniaków, ta która niby jest tylko legendą, bajeczką, którą się straszy dzieciaki, ale tak naprawdę istnieje? Świetnie. Z tego co wiem ona wróciła, krąży po świecie szukając sprzymierzeńców każdej rasy.
- Co masz na myśli mówiąc każdej rasy? - spytał Carlisle. Podczas swojego dość długiego życia zdążył poznać dość dobrze świat, ale wiele rzeczy wciąż pozostawało dla niego czystą zagadką. Przeniosła na niego wzrok.
- Wampiry, zmiennokształtni, wilkołaki... Tak, Kajusz podobno je wszystkie wybił, ale niektórym udało się uciec. Nie ma nas wiele, ale staramy się przetrwać. Nie wychylamy się, ale mniejsza z tym. I inne nie istnieją, a przynajmniej z tego co ja wiem nie spotkałam na swojej drodze żadnych innych stworzeń. Chociaż kto wie... - westchnęła i wzruszyła ramionami. - Zaraz po Volturich jesteście jedną z najbardziej licznych wampirzych rodzin i wiem, że ona do was zajrzy. Może niekoniecznie osobiście, ale z całą pewnością będzie chciała was przekonać do tego, abyście stanęli po jej stronie.
Miała wrażenie, że nie biorą jej na poważnie, ani tego co im opowiada i to wszystko jest po prostu zwykłą bajeczką, a ona zaraz się roześmieje i powie, że to wszystko był głupi żart i już wraca do siebie, a oni znowu mogą żyć po swojemu, a nie ma się co przejmować tą całą Avalon, bo to tylko bajeczka. Liczyła na to, że nie zareagują w ten sposób, a ona nie będzie musiała im tego tłumaczyć raz jeszcze. Spojrzała na Esme, a potem na jej partnera czekając na ich odpowiedź. Jako głowa rodziny powinni przecież cokolwiek powiedzieć, a tymczasem właściwie siedzieli cicho. Dobra, po prostu sobie myślą i tyle. Uspokoiła się w myślach. Nie każdego dnia się dowiadują o tym, że ktoś na nich poluje i muszą się przygotować być może na kolejną walkę, ale przecież wiedzieli o tym, że Avalon nadchodzi. Każdy wampir, który był zainteresowany tym, aby chronić swoje życie wiedział o tym, że ona zaczyna się kręcić po świecie i daje o sobie znać. Była przekonana, że zaraz będą się jej kazali wynosić z ich domu i zostawić ich rodzinę w spokoju. 
- Powiecie coś czy będziecie tak siedzieć i udawać, że nie dotarło do was to co powiedziałam? - syknęła. Spojrzała prosto na Bellę, która się w nią wpatrywała. Wampirzyca podniosła się powoli z kanapy puszczając ramię córki. Bogu dzięki, chociaż jedno!
- To wszystko co mówisz to prawda? Wybacz, ale nie jestem wtajemniczona, ponieważ wszyscy nagle uznali, że jestem zbyt głupia, aby wiedzieć o tym, że dzieje się coś złego – wycedziła nie szczędząc sobie szczerości. Hayley nawet się nie dziwiła, że dziewczyna jest wkurzona jeśli chodzi o ukrywanie przed nią prawdy. Cóż gdyby ona była na jej miejscu z całą pewnością nie zachowywałaby się tak spokojnie. Zresztą ten kto ją znał doskonale wiedział o tym, że lepiej jest jej nie drażnić, bo naprawdę potrafiła być nieprzyjemna.
- Nie widzę potrzeby dla której miałabym kłamać. Nie tylko wy jesteście w niebezpieczeństwie. Avalon ma moją siostrę, a teraz idzie po was. Każdego kto ma jakikolwiek dar. - odpowiedziała nie odwracając wzroku od Belli. - Macie dwa wybory. Podporządkujecie się jej i będziecie z nią lub ruszycie tyłki, znajdziecie własnych sprzymierzeńców i będzie chronić swoje życie.
- Czekaj, a co z Volturi? Czy oni nie są po jej stronie? - zapytał Carlisle. - W końcu Avalon jest siostrą Jane i Aleca, więc...
- Nie. Nie znam zbyt dobrze jej historii, ale wiem, że ona wcale nie przepada za włoskimi dupkami – stwierdziła i wzruszyła ramionami. Cóż chyba nie było na świecie wampira, który by za nimi przepadał. Sama Hayley nie miała pojęcia dlaczego oni się uważali za najlepszych. To, że byli najstarsi wcale nie dawało im prawa do tego, aby się rządzić. Chociaż ona wolała się nie wychylać, bo gdyby tylko ktoś z nich miał taki kaprys ona i cała reszta wilków straciłaby życie bardzo szybko, a tak bardzo ryzykować nie mogła.
- Z jakiej racji mamy ci zaufać? Pojawiasz się w naszym domu, kiedy nikogo nie ma i tak po prostu oczekujesz tego, że ci zaufamy? - warknęła blondynka. Hayley miała jej po prostu dosyć. Dziewczyna zaczynała jej działać na nerwy. Wampirzyca nie odrywała wzroku od brunetki, jej dotychczasowe złociste tęczówki znacznie pociemniały. - Jeśli tak bardzo chcesz odzyskać siostrzyczkę to droga wolna, ale ja nie mam zamiaru narażać swojego życia i życia mojej rodziny, aby uratować jakąś gówniarę, której nie potrafiłaś przypilnować.
Niby nie powinna być zdziwiona tym, że tak ostro na nią reagują, ale przecież mówiła nie raz i nie dwa o tym dlaczego tak naprawdę tutaj jest. Faktycznie po części chodziło o to, żeby uratować Honey i zabrać ją z powrotem do domu, do miejsca, gdzie zawsze należała, ale przecież nie tylko jej siostra była w niebezpieczeństwie. 
- Nie mam zamiaru się z tobą kłócić, skoro nie rozumiesz co mam na myśli. Przyszłam was ostrzec przed tym co tak naprawdę się dzieje, ale skoro ty wiesz lepiej to proszę bardzo! Nie potrzebuję waszej pomocy, ale za to wy będziecie potrzebować mojej jak przyjdzie co do czego – wycedziła. Miała dość tłumaczenia tego po raz kolejny, więc chyba będzie lepiej jak sobie po prostu daruje i zostawi ich w spokoju, ale wiedziała, że potem będą jeszcze ją prosić, żeby im powiedziała więcej na ten temat. - Dzięki za poświęcony czas i powodzenia na przyszłość. - warknęła. Wzięła swoją torbę do ręki i nie czekając na żadną reakcję po prostu wyszła z domu. Mogli sobie myśleć co chcieli, ale nie, ona w żadnym wypadku nie strzeliła focha. Po prostu im oszczędziła chwili w której będą kazali jej wyjść z domu i więcej nie wracać. Słyszała jeszcze jak nad czymś rozmawiają, ale nie wsłuchiwała się już w żadne słowa. Chciała po prostu wyjść i wrócić z powrotem do ludzi, którzy zastępowali jej rodzinę i zająć się tą sprawą.
Zaklęła niezadowolona pod nosem, kiedy tylko znalazła się na dworze. Wciąż padało i było jeszcze zimniej niż wcześniej, ale postarała się na to nie zwracać uwagi. Naciągnęła na głowę kaptur i dość szybkim krokiem ruszyła przed siebie zostawiając za sobą dom Cullen'ów. 

Bella

Sądziłam, że chociaż Carlisle zareaguje, albo Esme i będą kazali dziewczynie zostać. Zwłaszcza, że to były najlepsze wieści jakie w ostatnim czasie dostaliśmy o Avalon, a właściwie ja dostałam, bo tak naprawdę dopiero przy wizycie Hayley dowiedziałam się prawdy o wampirzycy. Jak tylko wyszła z domu opadłam z powrotem na kanapę spoglądając na teścia, który wydawał się rozważać co powinien takiego zrobić. Miałam ochotę na nich wszystkich się wydrzeć za to co zrobili, ale nie potrafiłam. Unikałam wzroku męża, naprawdę starałam się zrozumieć dlaczego ukrywał takie rzeczy przede mną, ale nie potrafiłam tego zrozumieć. Traktował mnie jak dziecko, oni wszyscy mnie tak traktowali jakbym nie zrozumiała tego co się może stać. I jeśli faktycznie dojdzie do walki będę miała stać z boku i się przyglądać tak jak robiłam to prawie od zawsze? Nawet nie chciałam o tym myśleć, nie dopuszczałam do siebie myśli, że będą mi kazali tylko ich obserwować i w spokoju czekać, aż wrócą z laurami. Nie było nawet o tym mowy. 
Bez namysłu podniosłam się z kanapy. Słyszałam jak ktoś coś do mnie mówił, żebym zaczekała, ale zignorowałam ich wszystkich. Wzięłam pierwsze lepsze kluczyki od auta i zbiegłam po schodach na dół do garażu. Jeśli Hayley faktycznie była naszą deską ratunku nie mogłam pozwolić na to, aby odeszła. Oni wszyscy tego najwyraźniej nie rozumieli skoro pozwolili dziewczynie tak po prostu wyjść, ale ja nie byłam taka jak oni – potrzebowałam jeszcze więcej odpowiedzi, chciałam tylko wiedzieć kim jest nasz wróg, ale od własnej rodziny niewiele mogłam się dowiedzieć, więc jedyne co mi pozostało to dowiedzieć się paru faktów od zupełnie obcej mi osoby. 
Wyjechałam z garażu jak tylko usłyszałam, że ktoś tam wszedł. Nikomu nie musiałam tłumaczyć co zamierzam zrobić. To chyba było, aż zbyt oczywiste. Zacisnęłam dłonie na kierownicy. Jechałam dość szybko, chociaż starałam się nie pominąć przypadkiem dziewczyny na drodze. Nie było opcji, żeby gdzieś miała zaparkowane auto. Tak to sobie przynajmniej tłumaczyłam. Warknęłam pod nosem cicho, byłam zdenerwowana na nich wszystkich. Już się nie dało ukryć tego, że robią wszystko, abym się nie dowiedziała o Avalon i nadciągającym niebezpieczeństwie z jej strony. Potrafiłabym to jeszcze w jakiś sposób zrozumieć, gdybym była człowiekiem, ale nim nie byłam. Należałam do wampirów, istot wiecznych, które przez resztę swojej egzystencji nie mogą się chować po kątach jak robiły to za swojego ludzkiego życia. 
Automatycznie zwolniłam widząc przed sobą postać. Było ciemno, aczkolwiek dzięki moim wyostrzonym zmysłom byłam w stanie dostrzec znacznie więcej niż zwykli ludzie. Otworzyłam okno ze strony pasażera, żeby móc porozmawiać z dziewczyną. 
- Hayley, zaczekaj – zawołałam starając się zwrócić na siebie uwagę wilkołaczycy – wsiadaj.

Dziewczyna się zatrzymała. Spojrzała na mnie, a potem na auto. Padał deszcz, a ona była już cała mokra. Znałam takie sytuacje i nawet jeśli deszcz nam nie przeszkadzał o było to bardzo niewygodne chodzić w mokrych rzeczach, a byłam pewna, że szatynka nie ma się nawet, gdzie zatrzymać, żeby doprowadzić się do porządku. Minęło kilka sekund zanim zdecydowała się wejść do środka. Od razu włączyłam ogrzewanie, aby trochę się rozgrzała. To raczej nie było możliwe, aby dziewczyna się rozchorowała przez odrobinę deszczu, ale przezorny zawsze ubezpieczony, prawda? Torbę wrzuciła sobie pod nogi, a po chwili objęła się ramionami. 
- Co zmieniliście zdanie czy się wam zrobiło szkoda mokrego psa? - zapytała. Po jej tonie wywnioskowałam, że nie jest zadowolona. Wcale się jej nie dziwiłam, że jest w pewien sposób urażona zachowaniem moich bliskich. Żadne z nich nie zachowało się dobrze pozwalając jej odejść.
- Uznałam, że powinniśmy cię mieć przy sobie... Jeśli to co mówisz jest prawdą...
- To jest prawda – warknęła wtrącając się w moją wypowiedź – Avalon istnieje naprawdę, a skoro wy nie wierzycie to nic już wam nie pomoże.
- Ja wierzę. Moja rodzina unika odpowiadania mi na pytanie, wszyscy twierdzą, że nic nam nie grozi, a ja nie wiem nawet przed czym tak naprawdę będę zmuszona bronić moją córkę. Chcę tylko odpowiedzi, chcę być przygotowana na to co ma nadejść. - wyjaśniłam. Siedząc w aucie nie miałam pojęcia, gdzie tak naprawdę powinnam pojechać. Dom moich bliskich? To odpadało, Rosalie dałaby mi do wiwatu, gdybym tam wróciła z Hayley. Po chwili do głowy padł mi pomysł. Uśmiechnęłam się lekko i odpaliłam znowu samochód.
- Gdzie jedziemy? - zapytała dziewczyna spoglądając na mnie.
- Do miejsca, gdzie możemy porozmawiać – odparłam – do domu mojego ojca.