20 marca 2016

Rozdział siódmy

Bella

Tak naprawdę nie byłam pewna czy udanie się do domu Charliego będzie dobrym pomysłem. Co prawda stęskniłam się za ojcem i chciałam też dowiedzieć się co u niego słychać. Dawno się z nim nie widziałam, a rozmowy telefoniczne po prostu mi nie wystarczały. Wiedziałam od Jake, że nowa, a właściwie już nie tak nowa partnerka mojego ojca dobrze się nim zajmuje. Przynajmniej miałam tą pewność, że nie spali przypadkiem domu podczas odgrzewania sobie obiadu, a wiedziałam, że był do tego zdolny. Zdążył mi to udowodnić podczas wspólnego mieszkania. 
Jak tylko przede mną pojawił się dobrze mi znany biały dom, a właściwie już nieco poszarzały uśmiechnęłam się. Będę musiała zagonić kogoś do odmalowania domu ojca. Nie był już tak młody i nie miał tyle siły co wcześniej, a ja po prostu nie chciałam, żeby się męczył niepotrzebnie, kiedy ktoś może to zrobić za niego. Sama właściwie też mogłam się za to zabrać, dzięki Emmett'owi na pewno poradziłabym sobie z takim czymś jak odmalowanie domu. Zatrzymałam się na podjeździe. Zdążyło się już całkiem dobrze rozpadać. Przynajmniej do domu nie miałam daleko. Wysiadłam z auta jako pierwsza, a Hayley zrobiła to zaraz po mnie. Korzystając z tego, że było dość ciemno, a nikogo tu nie było wykorzystałam wampirzą szybkość i przeniosłam się na ganek, gdzie schroniłam się przed deszczem. Dziewczyna dołączyła do mnie chwilę potem. Uśmiechnęłam się do niej lekko. Mogłam skorzystać z klucza, który znajdował się pod wycieraczką, a gdzieżby indziej, ale wolałam jednak nie przestraszyć ojca. Słyszałam, że oglądał mecz, a w kuchni ktoś się kręcił. Najpewniej Sue. Zapukałam kilka razy głośno do drzwi. Z domu dobiegły mnie krzyki, aby Charlie poszedł otworzyć. Ciężkie kroki w stronę drzwi uświadomiły mi, że zbliża się tata. Czułam się dziwnie podekscytowana tym, że znowu będę mogła go zobaczyć i z nim porozmawiać. Nawet jeśli tak naprawdę przyjechałam tu, aby na spokojnie wyciągnąć informacje z Hayley. Minęła chwila zanim drzwi się otworzyły, już zapomniałam, że ludzie robią rzeczy o wiele wolniej niż wampirzy, pół wampiry czy zmiennokształtni. Uśmiechnęłam się szeroko, kiedy zobaczyłam nieco już zmęczoną życiem twarz ojca. Zrobiłam krok do przodu i po prostu go do siebie przytuliłam stęskniona za mężczyzną. Ja i Charlie nigdy nie przepadaliśmy za okazywaniem sobie emocji, odziedziczyłam to po nim. Nigdy nie byłam otwarta tak jak mama, wszystko trzymałam w sobie. Po przemianie i urodzeniu Renesmee wiele rzeczy się zmieniło, w tym też moje podejście do emocji.
- Cześć tato – przywitałam się raz jeszcze go ściskając. Odsunęłam się jednak szybko. Musiał być pewnie zaskoczony moją nagłą otwartością i nieco zakłopotany. Zwykle kończyło się na lekkim, trzy sekundowym uścisku.
- Bells, cześć – odpowiedział. Spojrzał w stronę mojej towarzyszki i zmierzył ją wzrokiem – koleżanka? Wejdźcie, proszę.
Przepuścił nas w drzwiach. Od razu uderzył we mnie zapach pieczonego ciasta i cynamonu. Pewnie jeszcze jako człowiek tylko odliczałabym, aż będę mogła zasmakować tego wypieku, a teraz nie robiło to na mnie najmniejszego wrażenia. Skierowałam się w stronę salonu, wcześniej ściągając z nóg buty. Naprawdę nie wierzyłam, że ten dom znowu jest taki... radosny. Po mojej wyprowadzce nie było tu tak... sama nie wiem, jasno? Sue wniosła wiele życia do tego domu, a po nieprzyjemnym zapachu, który wydzielały wilki z La Push byłam pewna, że Seth jest częstym gościem w domu mojego ojca. 
- Wiem, że powinnam uprzedzić zanim przyjadę, ale potrzebowałam jakiegoś spokojnego miejsca, gdzie mogłybyśmy porozmawiać – rzuciłam prosto z mostu – oczywiście jeśli się zgodzisz, mogłabym dziś zostać na noc?
Nie byłam pewna czy chciałabym wrócić do domu. Nikt z domowników nie wiedział, gdzie jestem. Decyzję podjęłam momentalnie, wcześniej nawet się nad tym nie zastanawiałam, więc nie było możliwości, że by mnie tu znaleźli. Chyba, że przejechaliby się po Forks i zauważyli auto stojące przed domem ojca. A jak na razie byłam tutaj jak najbardziej bezpieczna. 
- Stało się coś? Pokłóciłaś się z Edwardem? - zaryzykował. Nigdy nie był dobry w tych tematach, nawet po latach ciężko było mu ze mną o tym rozmawiać, a ja naprawdę się nie dziwiłam.
- To dłuższa historia, ale tak. Mamy mały kryzys – odparłam wzruszając ramionami. Zerknęłam na brunetkę, która rozglądała się po domu. Nie winiłam jej. Też się przyglądałam i sprawdzałam co się zmieniło.
- Jesteście młodzi, zażegnacie kryzys szybciej niż myślisz. I oczywiście możesz zostać, obie nawet jeśli chcecie – dodał szybko zerkając na dziewczynę.
- Dziękuję panu bardzo, ale nie wiem czy to będzie dobry pomysł – powiedziała dziewczyna. Chyba nie dziwiłam się temu, że jest nieco speszona, chociaż to mi wcale nie pasowało do dziewczyny z takim charakterem. Ale na pewno musiała się czuć niezręcznie tutaj, a tak przynajmniej przypuszczałam.
- Hayley i ja zostaniemy, będziemy w moim starym pokoju, o ile wciąż jest tam dostęp.
- Niczego nie ruszałem, Seth tylko czasami tam sypia – powiedział i wzruszył lekko ramionami. Po chwili z kuchni wyszła partnerka mojego ojca. Uśmiechała się ciepło do nas. Byłam jej naprawdę wdzięczna, że zaopiekowała się moim staruszkiem. Byłam o wiele spokojniejsza z myślą, że Charlie nie jest ciągle sam i ma kogoś bliskiego przy sobie po tym jak się od niego wyprowadziłam. Kobieta objęła mężczyznę w pasie, głowę opierając na jego ramieniu.
- Może jesteście głodne? - zapytała zerkając na mnie znacząco. Spojrzałam na Hayley, pewnie była głodna. Może chociaż trochę. - Mogłabym wam coś zrobić.
- Jeśli to tylko nie problem. Dziękuję, Sue. Pójdziemy na górę, dobrze? Zejdę do ciebie niedługo tato, chciałam porozmawiać.
- Oczywiście, Bells. Miło, że wpadłaś.
Skinęłam mu jedynie głową na pożegnanie. Wiem byłam okropną córką, która wykorzystuje dom swojego ojca, ale przecież obiecałam mu potem rozmowę. Chyba nie byłam, aż tak okropna jak mi się wydawało. Ruszyłam na górę, a Hayley zaraz za mną. Zanim jednak poszłyśmy do mnie pokazałam jej łazienkę, żeby mogła się nieco ogarnąć. Była przemoczona po swoim poprzednim spacerze. Weszłam do swojego dawnego pokoju. Dało się tu wyczuć męską rękę, a raczej chłopaka. Seth nieco tu pozmieniał i widać było, że chłopak tu sypia o wiele częściej niż „czasami”. Usiadłam na łóżku, przesuwając dłonią po miękkim, ciemnozielonym kocu. Wszystko było teraz inne, moje życie się diametralnie zmieniło, kiedy poznałam Edwarda, a potem to wszystko... Może gdybym tu nie przyjechała nigdy... Nigdy nie miałabym swojej córki i męża, którego mimo kłamstw naprawdę kochałam, nie potrafiłam sobie wyobrazić tego, że się rozstaniemy, ale widząc jak bardzo się nie stara to miałam przeczucie, że sam do tego dąży. 
Odgoniłam od siebie te myśli, kiedy weszła do pokoju Hayley. Spojrzałam na nią od razu chciałam wyjaśnień, ale musiałam dać jej trochę odpocząć. Nie chciałam być nachalna, ani nic w tym stylu. 
- Mogłabyś mi powiedzieć to co chciałaś powiedzieć nam? - zapytałam – ja naprawdę potrzebuję wiedzieć... nie mogę pozwolić, aby coś groziło mojej rodzinie.
- Przyszłam do was, bo tak naprawdę potrzebuję pomocy, ale wiem, że Avalon szuka sojuszników po całym świecie. Nie mam pojęcia ile liczy sobie jej armia, ale z każdym dniem jest ich coraz więcej. Bardzo często też wciąga w to ludzi, których potem najpewniej zmienia w wampiry czy wilkołaki. I wierz mi nie tylko wy jako nowo narodzeni jesteście niebezpieczni. Porwała moją siostrę, a raczej ją przekabaciła na swoją stronę. Idzie też po was, tego jestem pewna. Każda istota, która coś w naszym świecie znaczy z całą pewnością pojawi się na liście Avalon. Chcą zniszczyć Volturich, a raczej ona chce...
- Byłam pewna, że to bajka... o Avalon i siostrze Jane i Aleca, Edward tak mówił...
- Jakie zaskoczenie, że w ogóle małżonek o niej wspomniał – prychnęła przewracając oczami – nie wiem skąd się gość urwał, ale radziłabym ci nim porządnie potrząsnąć. Wydaje mi się, że w waszym związku to ty jesteś bardziej męska niż on... Zachowanie, oczywiście, mam na myśli zachowanie – dodała, ale chyba nawet nie myślała o tym, że mogłabym się poczuć urażona. I nie byłam. Miała trochę racji, ale nie chciałam tego przed sobą przyznać. Westchnęłam cicho układając sobie te wszystkie informacje w myślach. Nie wiedziałam po czyjej stronie tak naprawdę powinniśmy stanąć. Z jednej strony dobrze byłoby się pozbyć włoskich wampirów raz na zawsze, ale z drugiej jeśli tamci przegrają to do końca życia będziemy na czarnej liście Volturi. Żadne wyjście tak naprawdę nie było dobre i wiedziałam, ze zanim podejmę jakąkolwiek decyzję będę musiała porozmawiać zresztą rodziny. Przycisnąć ich, bez względu na to jaki skutek by to miało. Musieli zrozumieć, że nie jestem dzieckiem.
- Pomogę ci odzyskać siostrę, nawet jeśli moja rodzina się nie będzie na to zgadzać masz mnie po swojej stronie. - powiedziałam stanowczo. Ich zdanie w tym momencie się dla mnie nie liczyło. Jeśli dzięki temu będę mogła zapewnić bezpieczeństwo córce, bo nie ukrywajmy to było dla mnie najważniejsze, poświęcę się.
- Naprawdę? Chcesz się sprzeciwić rodzince wampirów i posłuchać się pokręconej wilkołaczycy, która pojawia się znikąd opowiadając jakąś bajeczkę?
- Wierzę ci. Chcę ochronić rodzinę, dlatego ci pomagam – odpowiedziałam spokojnie – ale jeśli mnie okłamałaś stanę się twoim najgorszym koszmarem.
Sama nie wierzyłam, że powiedziałam te słowa. Mogłam posunąć się do wielu rzeczy jeśli chodziło o najbliższych, zabijanie nie było mi obce, a pozbawienie życia kogoś kto mnie wykorzystał do tego, aby zdobyć swój cel byłoby tylko przyjemnością. I chciałam, żeby Hayley miała to na uwadze. Zaufałam jej teraz, miałam zamiar wprowadzić do swojego domu, do osób, które kochałam i jeśli próbowałaby mnie oszukać... Nie byłam pewna co mogłabym zrobić, ale zdecydowanie nie chciałabym być na miejscu brunetki.
- Zachowaj swoją złość na Avalon. To na niej będziesz się mogła wyżyć – powiedziała i uśmiechnęła się zadziornie. Skinęłam głową na dziewczynę. Faktycznie, będzie komu skopać tyłek.
Emmett się ucieszy.

Hej:) Po dość krótkiej przerwie (jak na mnie) przybywam z nowym rozdziałem. Wyszedł mi dość krótko, ale to chyba nie jest najważniejsze. Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem. Jesteście wszyscy cudowni. Do następnego! Mam nadzieję, że szybko się pojawię z rozdziałem.

3 komentarze:

  1. Hej c:
    Z opóźnieniem, ale jestem. Co nie zmienia faktu, że nie mam nic przeciwko temu, żebyś czasem tak mnie rozpieszczała i rzucała rozdziały na dwa blogi <33 Czytanie o Belli i Edwardzie to nie to samo, co Ana i Alexander, ale i tak bardzo się cieszę, tym bardziej, że robi się coraz ciekawiej.
    Taki spokojny, przyjemny rozdział, przynajmniej w odniesieniu do przemyśleń Belli o rodzinnym domu. Fajnie czytać o tym, że Charlie jest zadowolony i że dobrze układa mu się z Sue. Co do wspólnego malowania domu z Emmetem, to miałabym wątpliwości, ale może jakoś daliby razem – najwyżej znowu poszłoby więcej farby niż powinno =P
    No dobra, bo dobiegam od głównego tematu. Uwielbiam Hayley i powtórzę to raz jeszcze *~* Nie powiem, bym szczególnie ubolewała nad tym, co dzieje się między Bellą a Edwardem, no i co będzie dalej… Ach ;3 Tak czy inaczej, zgadzam się z Hayley, bo facet powinien się ogarnąć. Poza tym jestem jak najbardziej za tym, by Bells wzięła sprawy w swoje ręce i ustawiła męża do pionu, bo skoro już własna rodzina traktuje ją w ten sposób, to jest niedobrze. Nic dziwnego, że dziewczyna zaczyna się buntować, chociaż dla Cullenów to bez wątpienia dość spory szok.
    Na koniec dodam, że czekam na to, dokąd sprawa z Avalone zaprowadzi Isabellę. Wojna z Volturi to zawsze cudna sprawa, z kolei siostra Jane i Aleca… O rodzinnych więzach zdecydowanie nie ma tutaj mowy c:
    Podobało mi się i mam nadzieję, że ósemeczka pojawi się wkrótce. Ja czekam <33
    Weny.

    Nessa.

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja nadal czekam na next :p

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciesze się ogromnie, że jeszcze czekacie. Postaram się wrzucić szybko kolejny rozdział, ale nic nie obiecuje. Jednak bloga nie porzucam, zamierzam go dokończyć. :)
    Pozdrawiam,

    Ice Queen

    OdpowiedzUsuń