tag:blogger.com,1999:blog-75432823042641802342024-02-08T06:06:57.120+00:00I lay dying And I'm pouring crimson regret and betrayal I'm dying, praying, bleeding and screamingUnknownnoreply@blogger.comBlogger8125tag:blogger.com,1999:blog-7543282304264180234.post-29134126922990018022016-03-20T19:50:00.003+00:002016-03-20T20:13:27.889+00:00Rozdział siódmy<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">Bella</span></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tak naprawdę nie byłam pewna czy udanie się do domu Charliego będzie dobrym pomysłem. Co prawda stęskniłam się za ojcem i chciałam też dowiedzieć się co u niego słychać. Dawno się z nim nie widziałam, a rozmowy telefoniczne po prostu mi nie wystarczały. Wiedziałam od Jake, że nowa, a właściwie już nie tak nowa partnerka mojego ojca dobrze się nim zajmuje. Przynajmniej miałam tą pewność, że nie spali przypadkiem domu podczas odgrzewania sobie obiadu, a wiedziałam, że był do tego zdolny. Zdążył mi to udowodnić podczas wspólnego mieszkania. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jak tylko przede mną pojawił się dobrze mi znany biały dom, a właściwie już nieco poszarzały uśmiechnęłam się. Będę musiała zagonić kogoś do odmalowania domu ojca. Nie był już tak młody i nie miał tyle siły co wcześniej, a ja po prostu nie chciałam, żeby się męczył niepotrzebnie, kiedy ktoś może to zrobić za niego. Sama właściwie też mogłam się za to zabrać, dzięki Emmett'owi na pewno poradziłabym sobie z takim czymś jak odmalowanie domu. Zatrzymałam się na podjeździe. Zdążyło się już całkiem dobrze rozpadać. Przynajmniej do domu nie miałam daleko. Wysiadłam z auta jako pierwsza, a Hayley zrobiła to zaraz po mnie. Korzystając z tego, że było dość ciemno, a nikogo tu nie było wykorzystałam wampirzą szybkość i przeniosłam się na ganek, gdzie schroniłam się przed deszczem. Dziewczyna dołączyła do mnie chwilę potem. Uśmiechnęłam się do niej lekko. Mogłam skorzystać z klucza, który znajdował się pod wycieraczką, a gdzieżby indziej, ale wolałam jednak nie przestraszyć ojca. Słyszałam, że oglądał mecz, a w kuchni ktoś się kręcił. Najpewniej Sue. Zapukałam kilka razy głośno do drzwi. Z domu dobiegły mnie krzyki, aby Charlie poszedł otworzyć. Ciężkie kroki w stronę drzwi uświadomiły mi, że zbliża się tata. Czułam się dziwnie podekscytowana tym, że znowu będę mogła go zobaczyć i z nim porozmawiać. Nawet jeśli tak naprawdę przyjechałam tu, aby na spokojnie wyciągnąć informacje z Hayley. Minęła chwila zanim drzwi się otworzyły, już zapomniałam, że ludzie robią rzeczy o wiele wolniej niż wampirzy, pół wampiry czy zmiennokształtni. Uśmiechnęłam się szeroko, kiedy zobaczyłam nieco już zmęczoną życiem twarz ojca. Zrobiłam krok do przodu i po prostu go do siebie przytuliłam stęskniona za mężczyzną. Ja i Charlie nigdy nie przepadaliśmy za okazywaniem sobie emocji, odziedziczyłam to po nim. Nigdy nie byłam otwarta tak jak mama, wszystko trzymałam w sobie. Po przemianie i urodzeniu Renesmee wiele rzeczy się zmieniło, w tym też moje podejście do emocji.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Cześć tato – przywitałam się raz jeszcze go ściskając. Odsunęłam się jednak szybko. Musiał być pewnie zaskoczony moją nagłą otwartością i nieco zakłopotany. Zwykle kończyło się na lekkim, trzy sekundowym uścisku.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Bells, cześć – odpowiedział. Spojrzał w stronę mojej towarzyszki i zmierzył ją wzrokiem – koleżanka? Wejdźcie, proszę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przepuścił nas w drzwiach. Od razu uderzył we mnie zapach pieczonego ciasta i cynamonu. Pewnie jeszcze jako człowiek tylko odliczałabym, aż będę mogła zasmakować tego wypieku, a teraz nie robiło to na mnie najmniejszego wrażenia. Skierowałam się w stronę salonu, wcześniej ściągając z nóg buty. Naprawdę nie wierzyłam, że ten dom znowu jest taki... radosny. Po mojej wyprowadzce nie było tu tak... sama nie wiem, jasno? Sue wniosła wiele życia do tego domu, a po nieprzyjemnym zapachu, który wydzielały wilki z La Push byłam pewna, że Seth jest częstym gościem w domu mojego ojca. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiem, że powinnam uprzedzić zanim przyjadę, ale potrzebowałam jakiegoś spokojnego miejsca, gdzie mogłybyśmy porozmawiać – rzuciłam prosto z mostu – oczywiście jeśli się zgodzisz, mogłabym dziś zostać na noc?</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie byłam pewna czy chciałabym wrócić do domu. Nikt z domowników nie wiedział, gdzie jestem. Decyzję podjęłam momentalnie, wcześniej nawet się nad tym nie zastanawiałam, więc nie było możliwości, że by mnie tu znaleźli. Chyba, że przejechaliby się po Forks i zauważyli auto stojące przed domem ojca. A jak na razie byłam tutaj jak najbardziej bezpieczna. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Stało się coś? Pokłóciłaś się z Edwardem? - zaryzykował. Nigdy nie był dobry w tych tematach, nawet po latach ciężko było mu ze mną o tym rozmawiać, a ja naprawdę się nie dziwiłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To dłuższa historia, ale tak. Mamy mały kryzys – odparłam wzruszając ramionami. Zerknęłam na brunetkę, która rozglądała się po domu. Nie winiłam jej. Też się przyglądałam i sprawdzałam co się zmieniło.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jesteście młodzi, zażegnacie kryzys szybciej niż myślisz. I oczywiście możesz zostać, obie nawet jeśli chcecie – dodał szybko zerkając na dziewczynę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dziękuję panu bardzo, ale nie wiem czy to będzie dobry pomysł – powiedziała dziewczyna. Chyba nie dziwiłam się temu, że jest nieco speszona, chociaż to mi wcale nie pasowało do dziewczyny z takim charakterem. Ale na pewno musiała się czuć niezręcznie tutaj, a tak przynajmniej przypuszczałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Hayley i ja zostaniemy, będziemy w moim starym pokoju, o ile wciąż jest tam dostęp.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Niczego nie ruszałem, Seth tylko czasami tam sypia – powiedział i wzruszył lekko ramionami. Po chwili z kuchni wyszła partnerka mojego ojca. Uśmiechała się ciepło do nas. Byłam jej naprawdę wdzięczna, że zaopiekowała się moim staruszkiem. Byłam o wiele spokojniejsza z myślą, że Charlie nie jest ciągle sam i ma kogoś bliskiego przy sobie po tym jak się od niego wyprowadziłam. Kobieta objęła mężczyznę w pasie, głowę opierając na jego ramieniu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Może jesteście głodne? - zapytała zerkając na mnie znacząco. Spojrzałam na Hayley, pewnie była głodna. Może chociaż trochę. - Mogłabym wam coś zrobić.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jeśli to tylko nie problem. Dziękuję, Sue. Pójdziemy na górę, dobrze? Zejdę do ciebie niedługo tato, chciałam porozmawiać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Oczywiście, Bells. Miło, że wpadłaś.</div>
<div style="text-align: justify;">
Skinęłam mu jedynie głową na pożegnanie. Wiem byłam okropną córką, która wykorzystuje dom swojego ojca, ale przecież obiecałam mu potem rozmowę. Chyba nie byłam, aż tak okropna jak mi się wydawało. Ruszyłam na górę, a Hayley zaraz za mną. Zanim jednak poszłyśmy do mnie pokazałam jej łazienkę, żeby mogła się nieco ogarnąć. Była przemoczona po swoim poprzednim spacerze. Weszłam do swojego dawnego pokoju. Dało się tu wyczuć męską rękę, a raczej chłopaka. Seth nieco tu pozmieniał i widać było, że chłopak tu sypia o wiele częściej niż „czasami”. Usiadłam na łóżku, przesuwając dłonią po miękkim, ciemnozielonym kocu. Wszystko było teraz inne, moje życie się diametralnie zmieniło, kiedy poznałam Edwarda, a potem to wszystko... Może gdybym tu nie przyjechała nigdy... Nigdy nie miałabym swojej córki i męża, którego mimo kłamstw naprawdę kochałam, nie potrafiłam sobie wyobrazić tego, że się rozstaniemy, ale widząc jak bardzo się nie stara to miałam przeczucie, że sam do tego dąży. </div>
<div style="text-align: justify;">
Odgoniłam od siebie te myśli, kiedy weszła do pokoju Hayley. Spojrzałam na nią od razu chciałam wyjaśnień, ale musiałam dać jej trochę odpocząć. Nie chciałam być nachalna, ani nic w tym stylu. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Mogłabyś mi powiedzieć to co chciałaś powiedzieć nam? - zapytałam – ja naprawdę potrzebuję wiedzieć... nie mogę pozwolić, aby coś groziło mojej rodzinie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przyszłam do was, bo tak naprawdę potrzebuję pomocy, ale wiem, że Avalon szuka sojuszników po całym świecie. Nie mam pojęcia ile liczy sobie jej armia, ale z każdym dniem jest ich coraz więcej. Bardzo często też wciąga w to ludzi, których potem najpewniej zmienia w wampiry czy wilkołaki. I wierz mi nie tylko wy jako nowo narodzeni jesteście niebezpieczni. Porwała moją siostrę, a raczej ją przekabaciła na swoją stronę. Idzie też po was, tego jestem pewna. Każda istota, która coś w naszym świecie znaczy z całą pewnością pojawi się na liście Avalon. Chcą zniszczyć Volturich, a raczej ona chce...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Byłam pewna, że to bajka... o Avalon i siostrze Jane i Aleca, Edward tak mówił...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jakie zaskoczenie, że w ogóle małżonek o niej wspomniał – prychnęła przewracając oczami – nie wiem skąd się gość urwał, ale radziłabym ci nim porządnie potrząsnąć. Wydaje mi się, że w waszym związku to ty jesteś bardziej męska niż on... Zachowanie, oczywiście, mam na myśli zachowanie – dodała, ale chyba nawet nie myślała o tym, że mogłabym się poczuć urażona. I nie byłam. Miała trochę racji, ale nie chciałam tego przed sobą przyznać. Westchnęłam cicho układając sobie te wszystkie informacje w myślach. Nie wiedziałam po czyjej stronie tak naprawdę powinniśmy stanąć. Z jednej strony dobrze byłoby się pozbyć włoskich wampirów raz na zawsze, ale z drugiej jeśli tamci przegrają to do końca życia będziemy na czarnej liście Volturi. Żadne wyjście tak naprawdę nie było dobre i wiedziałam, ze zanim podejmę jakąkolwiek decyzję będę musiała porozmawiać zresztą rodziny. Przycisnąć ich, bez względu na to jaki skutek by to miało. Musieli zrozumieć, że nie jestem dzieckiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pomogę ci odzyskać siostrę, nawet jeśli moja rodzina się nie będzie na to zgadzać masz mnie po swojej stronie. - powiedziałam stanowczo. Ich zdanie w tym momencie się dla mnie nie liczyło. Jeśli dzięki temu będę mogła zapewnić bezpieczeństwo córce, bo nie ukrywajmy to było dla mnie najważniejsze, poświęcę się.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Naprawdę? Chcesz się sprzeciwić rodzince wampirów i posłuchać się pokręconej wilkołaczycy, która pojawia się znikąd opowiadając jakąś bajeczkę?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wierzę ci. Chcę ochronić rodzinę, dlatego ci pomagam – odpowiedziałam spokojnie – ale jeśli mnie okłamałaś stanę się twoim najgorszym koszmarem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Sama nie wierzyłam, że powiedziałam te słowa. Mogłam posunąć się do wielu rzeczy jeśli chodziło o najbliższych, zabijanie nie było mi obce, a pozbawienie życia kogoś kto mnie wykorzystał do tego, aby zdobyć swój cel byłoby tylko przyjemnością. I chciałam, żeby Hayley miała to na uwadze. Zaufałam jej teraz, miałam zamiar wprowadzić do swojego domu, do osób, które kochałam i jeśli próbowałaby mnie oszukać... Nie byłam pewna co mogłabym zrobić, ale zdecydowanie nie chciałabym być na miejscu brunetki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zachowaj swoją złość na Avalon. To na niej będziesz się mogła wyżyć – powiedziała i uśmiechnęła się zadziornie. Skinęłam głową na dziewczynę. Faktycznie, będzie komu skopać tyłek.</div>
<div style="text-align: justify;">
Emmett się ucieszy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">Hej:) Po dość krótkiej przerwie (jak na mnie) przybywam z nowym rozdziałem. Wyszedł mi dość krótko, ale to chyba nie jest najważniejsze. Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem. Jesteście wszyscy cudowni. Do następnego! Mam nadzieję, że szybko się pojawię z rozdziałem.</span></div>
Unknownnoreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7543282304264180234.post-42565105184282400482016-03-02T12:28:00.003+00:002016-03-02T12:28:57.352+00:00Rozdział szósty<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">Hayley</span></div>
<br /><div style="text-align: justify;">
Czas strasznie się jej dłużył, a przynajmniej takie miała wrażenie. Na dworze wciąż padał deszcz, ale przynajmniej na całe szczęście w domu było ciepło. Nie rozumiała po co wampiry mają włączone ogrzewanie w domu skoro nie odczuwają chłodu. Może i jej samej też to nie dotyczyło, ale mimo wszystko czuła się trochę lepiej, kiedy było cieplej. Mogła się nad tym jeszcze długo zastanawiać, ale w końcu wrócili. Była niemal pewna, że cała dziewiątka będzie zaskoczona jej pojawieniem się. Zwłaszcza, że ona ich wszystkich zna, a raczej kojarzy, a ją widzą po raz pierwszy w życiu. W salonie jako pierwszy pojawił się wampir z blond włosami. Tuż obok niego stała drobniejsza wampirzyca, spoglądała nieco niepewnie na dziewczynę, ale nie wrogo. W jej złocistych oczach można było dostrzec coś na kształt... cóż nie była zła, a raczej zaskoczona i z całą pewnością nie zamierzała się na nią rzucić z kłami, aby dostać odpowiedzi na temat dlaczego tu jest i czego od nich chce. Kobieta ścisnęła dłoń wampira. Hayley domyśliła się, że to on musi być głową rodziny. Przesunęła wzrok dalej, wszyscy byli ustawieni dwójkami, tylko jeden wampir z rudymi włosami...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Miedzianymi. - wtrącił szybko wampir, na co Hayley tylko przewróciła oczami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tylko ten wampir stał sam. Nie miała czasu, aby się zastanawiać dlaczego tak jest, a jej to szczególnie nie interesowało. Miała znacznie ważniejsze rzeczy do zrobienia niż myślenie nad tym czemu akurat on nie ma pary. Ale z tego co wiedziała młoda wampirzyca stojąca najdalej w towarzystwie rudej dziewczyny musiała być jego żoną, a tamta dziewczyna, jedyna z Cullen'ów, której serce biło była jego córką. Brunetka trzymała córkę za ramię, jakby się bała, że ta jej zaraz gdzieś ucieknie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie wydaje mi się, żebyśmy zapraszali gości – odezwał się blondyn, który wpadł tu jako pierwszy. Hayley z gracją podniosła się z kanapy i stanęła przed nim. Dostrzegła, że blond wampirzyca wpatruje się w nią ze złością. Chyba się jej nie bardzo spodobało to, że tutaj jest, ale nie przejmowała się nią. Akurat to, że jakaś blondyna za nią nie przepada było jej najmniejszym problemem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wybaczcie, że nie wysłałam wcześniej zaproszenia, ale nie znałam adresu – przyznała wzruszając ramionami – jestem Hayley Marshall. Obiło mi się o uszy, że macie problem z Avalon, a raczej dopiero będziecie go mieli.</div>
<div style="text-align: justify;">
Po jej słowach nastąpiła cisza. Nikt się nie odezwał. Wszyscy spojrzeli po sobie, jakby zastanawiając się nad tym co powinni powiedzieć. Takiej reakcji się zdecydowanie nie spodziewała. Wiedziała, że oni o niej wiedzieli, a teraz wyglądali jakby usłyszeli to imię po raz pierwszy. Blondynka, chyba Rosalie wyrwała się do przodu. Jej ruchy były gwałtowne i pełne gniewu. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mam pojęcia kim jesteś, ale nikt z nas nie będzie się słuchał jakiegoś kundla! - warknęła. Hayley cofnęła się o krok, gdyby tego nie zrobiła wampirzyca by na nią wpadła, a ona nie miała ochoty na spotkanie z marmurem. Dziewczyna westchnęła, jedynie zirytowana jej zachowaniem, a nie przestraszona jak mogłoby się wydawać. Zacisnęła dyskretnie dłonie w pięści. - Carlisle powiedz coś! Dlaczego mamy jej zaufać czy chociaż wysłuchać? Włamała nam się do domu...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Drzwi były otwarte, więc to nie włamanie – mruknęła sama zainteresowana, ale ten fakt zdecydowanie nie miał żadnego znaczenia dla wampirzycy i jedynie pogorszyła swoją sytuację. - Możesz mnie wysłuchać lub stąd wyjść i wrócić jak skończę, ale wątpię, że będziesz chciała opuścić dom w taką pogodę. Jeszcze ucierpią twoje włosy, a to dopiero byłaby tragedia. Z łaski swojej się zamknij i się ode mnie odsuń, bo bardzo łatwo mogę stracić nad sobą panowanie, a wtedy nie będę już taka miła! - warknęła dziewczyna unosząc głowę do góry. Carlisle położył dłoń na ramieniu blondynki i zmusił ją do tego, aby się cofnęła. Nikt nie chciał przemeblowania w domu czy remontu, więc o wiele bezpieczniej było trzymać na dystans Rosalie. Wszyscy znali jej wybuchowy charakter i to że bez owijania w bawełnę pokazywała co się jej nie podoba.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Możemy porozmawiać na spokojnie, prawda? Zwłaszcza jeśli chodzi o Avalon – powiedziała miękko Esme. Zrobiła kilka kroków w stronę Hayley. - Usiądziemy i nikt na nikogo nie będzie podnosił głosu, Rose.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Skąd macie pewność, że ona nie jest po jej stronie?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wysłuchajmy jej. Hayley, racja? Opowiedz nam co tu robisz i czemu chcesz nas przed Avalon ostrzec. - poprosił łagodnie Carlisle. Odprowadził wzrokiem córkę, która zarzuciła jasne włosy na plecy i odwróciła się dumnie wracając do swojego męża, który nawet się nie odezwał słowem, a jedynie przygarnął dziewczynę do siebie. Hayley miała wrażenie, że uważał nawet na swoje ruchy, aby przypadkiem nie dotknął jej w złe miejsce, bo jeszcze dostałby po głowie. Cóż w tym związku to z całą pewnością ta blondyna robiła za faceta. Spojrzała na tego wampira z miedzianymi włosami, kiedy się przemieścił do żony i córki. Powiedział coś do brunetki, a na jej twarzy pojawiło się niezadowolenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Znowu traktujesz mnie jak dziecko, Edwardzie. Dla przypomnienia jestem twoją żoną i mam tu coś do powiedzenia. Nawet jak ci się to nie podoba, a skoro twierdzisz, że jestem zbyt delikatna na tego typu rzeczy trzeba było mnie nie wprowadzać do tej rodziny – warknęła wyraźnie zdenerwowana tym co jej powiedział. Hayley miała wrażenie, że jest też w pewien sposób zraniona tym co powiedział jej mąż. Wraz z rudowłosą dziewczyną podeszły do przodu, a po chwili usiadły na kanapie obok siebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Skończyliście rodzinne scenki? - zapytała zakładając ręce pod piersiami i spoglądając na każdego wampira osobno. Czułaby się znacznie pewniej, gdyby obok niej stał Anthony, ale nie mogła go ze sobą zabrać. Chciała, aby mężczyzna był bezpieczny tam, gdzie został. Więcej jej do szczęścia nie było potrzebne. Uniosła brwi do góry w oczekiwaniu na odpowiedź, a kiedy odpowiedziała jej cisza uśmiechnęła się. - W porządku... Nie muszę wam tłumaczyć kim jest Avalon, racja? Siostrzyczka piekielnych bliźniaków, ta która niby jest tylko legendą, bajeczką, którą się straszy dzieciaki, ale tak naprawdę istnieje? Świetnie. Z tego co wiem ona wróciła, krąży po świecie szukając sprzymierzeńców każdej rasy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co masz na myśli mówiąc każdej rasy? - spytał Carlisle. Podczas swojego dość długiego życia zdążył poznać dość dobrze świat, ale wiele rzeczy wciąż pozostawało dla niego czystą zagadką. Przeniosła na niego wzrok.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wampiry, zmiennokształtni, wilkołaki... Tak, Kajusz podobno je wszystkie wybił, ale niektórym udało się uciec. Nie ma nas wiele, ale staramy się przetrwać. Nie wychylamy się, ale mniejsza z tym. I inne nie istnieją, a przynajmniej z tego co ja wiem nie spotkałam na swojej drodze żadnych innych stworzeń. Chociaż kto wie... - westchnęła i wzruszyła ramionami. - Zaraz po Volturich jesteście jedną z najbardziej licznych wampirzych rodzin i wiem, że ona do was zajrzy. Może niekoniecznie osobiście, ale z całą pewnością będzie chciała was przekonać do tego, abyście stanęli po jej stronie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Miała wrażenie, że nie biorą jej na poważnie, ani tego co im opowiada i to wszystko jest po prostu zwykłą bajeczką, a ona zaraz się roześmieje i powie, że to wszystko był głupi żart i już wraca do siebie, a oni znowu mogą żyć po swojemu, a nie ma się co przejmować tą całą Avalon, bo to tylko bajeczka. Liczyła na to, że nie zareagują w ten sposób, a ona nie będzie musiała im tego tłumaczyć raz jeszcze. Spojrzała na Esme, a potem na jej partnera czekając na ich odpowiedź. Jako głowa rodziny powinni przecież cokolwiek powiedzieć, a tymczasem właściwie siedzieli cicho. Dobra, po prostu sobie myślą i tyle. Uspokoiła się w myślach. Nie każdego dnia się dowiadują o tym, że ktoś na nich poluje i muszą się przygotować być może na kolejną walkę, ale przecież wiedzieli o tym, że Avalon nadchodzi. Każdy wampir, który był zainteresowany tym, aby chronić swoje życie wiedział o tym, że ona zaczyna się kręcić po świecie i daje o sobie znać. Była przekonana, że zaraz będą się jej kazali wynosić z ich domu i zostawić ich rodzinę w spokoju. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Powiecie coś czy będziecie tak siedzieć i udawać, że nie dotarło do was to co powiedziałam? - syknęła. Spojrzała prosto na Bellę, która się w nią wpatrywała. Wampirzyca podniosła się powoli z kanapy puszczając ramię córki. Bogu dzięki, chociaż jedno!</div>
<div style="text-align: justify;">
- To wszystko co mówisz to prawda? Wybacz, ale nie jestem wtajemniczona, ponieważ wszyscy nagle uznali, że jestem zbyt głupia, aby wiedzieć o tym, że dzieje się coś złego – wycedziła nie szczędząc sobie szczerości. Hayley nawet się nie dziwiła, że dziewczyna jest wkurzona jeśli chodzi o ukrywanie przed nią prawdy. Cóż gdyby ona była na jej miejscu z całą pewnością nie zachowywałaby się tak spokojnie. Zresztą ten kto ją znał doskonale wiedział o tym, że lepiej jest jej nie drażnić, bo naprawdę potrafiła być nieprzyjemna.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie widzę potrzeby dla której miałabym kłamać. Nie tylko wy jesteście w niebezpieczeństwie. Avalon ma moją siostrę, a teraz idzie po was. Każdego kto ma jakikolwiek dar. - odpowiedziała nie odwracając wzroku od Belli. - Macie dwa wybory. Podporządkujecie się jej i będziecie z nią lub ruszycie tyłki, znajdziecie własnych sprzymierzeńców i będzie chronić swoje życie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czekaj, a co z Volturi? Czy oni nie są po jej stronie? - zapytał Carlisle. - W końcu Avalon jest siostrą Jane i Aleca, więc...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie. Nie znam zbyt dobrze jej historii, ale wiem, że ona wcale nie przepada za włoskimi dupkami – stwierdziła i wzruszyła ramionami. Cóż chyba nie było na świecie wampira, który by za nimi przepadał. Sama Hayley nie miała pojęcia dlaczego oni się uważali za najlepszych. To, że byli najstarsi wcale nie dawało im prawa do tego, aby się rządzić. Chociaż ona wolała się nie wychylać, bo gdyby tylko ktoś z nich miał taki kaprys ona i cała reszta wilków straciłaby życie bardzo szybko, a tak bardzo ryzykować nie mogła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Z jakiej racji mamy ci zaufać? Pojawiasz się w naszym domu, kiedy nikogo nie ma i tak po prostu oczekujesz tego, że ci zaufamy? - warknęła blondynka. Hayley miała jej po prostu dosyć. Dziewczyna zaczynała jej działać na nerwy. Wampirzyca nie odrywała wzroku od brunetki, jej dotychczasowe złociste tęczówki znacznie pociemniały. - Jeśli tak bardzo chcesz odzyskać siostrzyczkę to droga wolna, ale ja nie mam zamiaru narażać swojego życia i życia mojej rodziny, aby uratować jakąś gówniarę, której nie potrafiłaś przypilnować.</div>
<div style="text-align: justify;">
Niby nie powinna być zdziwiona tym, że tak ostro na nią reagują, ale przecież mówiła nie raz i nie dwa o tym dlaczego tak naprawdę tutaj jest. Faktycznie po części chodziło o to, żeby uratować Honey i zabrać ją z powrotem do domu, do miejsca, gdzie zawsze należała, ale przecież nie tylko jej siostra była w niebezpieczeństwie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mam zamiaru się z tobą kłócić, skoro nie rozumiesz co mam na myśli. Przyszłam was ostrzec przed tym co tak naprawdę się dzieje, ale skoro ty wiesz lepiej to proszę bardzo! Nie potrzebuję waszej pomocy, ale za to wy będziecie potrzebować mojej jak przyjdzie co do czego – wycedziła. Miała dość tłumaczenia tego po raz kolejny, więc chyba będzie lepiej jak sobie po prostu daruje i zostawi ich w spokoju, ale wiedziała, że potem będą jeszcze ją prosić, żeby im powiedziała więcej na ten temat. - Dzięki za poświęcony czas i powodzenia na przyszłość. - warknęła. Wzięła swoją torbę do ręki i nie czekając na żadną reakcję po prostu wyszła z domu. Mogli sobie myśleć co chcieli, ale nie, ona w żadnym wypadku nie strzeliła focha. Po prostu im oszczędziła chwili w której będą kazali jej wyjść z domu i więcej nie wracać. Słyszała jeszcze jak nad czymś rozmawiają, ale nie wsłuchiwała się już w żadne słowa. Chciała po prostu wyjść i wrócić z powrotem do ludzi, którzy zastępowali jej rodzinę i zająć się tą sprawą.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zaklęła niezadowolona pod nosem, kiedy tylko znalazła się na dworze. Wciąż padało i było jeszcze zimniej niż wcześniej, ale postarała się na to nie zwracać uwagi. Naciągnęła na głowę kaptur i dość szybkim krokiem ruszyła przed siebie zostawiając za sobą dom Cullen'ów. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">Bella</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Sądziłam, że chociaż Carlisle zareaguje, albo Esme i będą kazali dziewczynie zostać. Zwłaszcza, że to były najlepsze wieści jakie w ostatnim czasie dostaliśmy o Avalon, a właściwie ja dostałam, bo tak naprawdę dopiero przy wizycie Hayley dowiedziałam się prawdy o wampirzycy. Jak tylko wyszła z domu opadłam z powrotem na kanapę spoglądając na teścia, który wydawał się rozważać co powinien takiego zrobić. Miałam ochotę na nich wszystkich się wydrzeć za to co zrobili, ale nie potrafiłam. Unikałam wzroku męża, naprawdę starałam się zrozumieć dlaczego ukrywał takie rzeczy przede mną, ale nie potrafiłam tego zrozumieć. Traktował mnie jak dziecko, oni wszyscy mnie tak traktowali jakbym nie zrozumiała tego co się może stać. I jeśli faktycznie dojdzie do walki będę miała stać z boku i się przyglądać tak jak robiłam to prawie od zawsze? Nawet nie chciałam o tym myśleć, nie dopuszczałam do siebie myśli, że będą mi kazali tylko ich obserwować i w spokoju czekać, aż wrócą z laurami. Nie było nawet o tym mowy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Bez namysłu podniosłam się z kanapy. Słyszałam jak ktoś coś do mnie mówił, żebym zaczekała, ale zignorowałam ich wszystkich. Wzięłam pierwsze lepsze kluczyki od auta i zbiegłam po schodach na dół do garażu. Jeśli Hayley faktycznie była naszą deską ratunku nie mogłam pozwolić na to, aby odeszła. Oni wszyscy tego najwyraźniej nie rozumieli skoro pozwolili dziewczynie tak po prostu wyjść, ale ja nie byłam taka jak oni – potrzebowałam jeszcze więcej odpowiedzi, chciałam tylko wiedzieć kim jest nasz wróg, ale od własnej rodziny niewiele mogłam się dowiedzieć, więc jedyne co mi pozostało to dowiedzieć się paru faktów od zupełnie obcej mi osoby. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wyjechałam z garażu jak tylko usłyszałam, że ktoś tam wszedł. Nikomu nie musiałam tłumaczyć co zamierzam zrobić. To chyba było, aż zbyt oczywiste. Zacisnęłam dłonie na kierownicy. Jechałam dość szybko, chociaż starałam się nie pominąć przypadkiem dziewczyny na drodze. Nie było opcji, żeby gdzieś miała zaparkowane auto. Tak to sobie przynajmniej tłumaczyłam. Warknęłam pod nosem cicho, byłam zdenerwowana na nich wszystkich. Już się nie dało ukryć tego, że robią wszystko, abym się nie dowiedziała o Avalon i nadciągającym niebezpieczeństwie z jej strony. Potrafiłabym to jeszcze w jakiś sposób zrozumieć, gdybym była człowiekiem, ale nim nie byłam. Należałam do wampirów, istot wiecznych, które przez resztę swojej egzystencji nie mogą się chować po kątach jak robiły to za swojego ludzkiego życia. </div>
<div style="text-align: justify;">
Automatycznie zwolniłam widząc przed sobą postać. Było ciemno, aczkolwiek dzięki moim wyostrzonym zmysłom byłam w stanie dostrzec znacznie więcej niż zwykli ludzie. Otworzyłam okno ze strony pasażera, żeby móc porozmawiać z dziewczyną. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Hayley, zaczekaj – zawołałam starając się zwrócić na siebie uwagę wilkołaczycy – wsiadaj.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna się zatrzymała. Spojrzała na mnie, a potem na auto. Padał deszcz, a ona była już cała mokra. Znałam takie sytuacje i nawet jeśli deszcz nam nie przeszkadzał o było to bardzo niewygodne chodzić w mokrych rzeczach, a byłam pewna, że szatynka nie ma się nawet, gdzie zatrzymać, żeby doprowadzić się do porządku. Minęło kilka sekund zanim zdecydowała się wejść do środka. Od razu włączyłam ogrzewanie, aby trochę się rozgrzała. To raczej nie było możliwe, aby dziewczyna się rozchorowała przez odrobinę deszczu, ale przezorny zawsze ubezpieczony, prawda? Torbę wrzuciła sobie pod nogi, a po chwili objęła się ramionami. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Co zmieniliście zdanie czy się wam zrobiło szkoda mokrego psa? - zapytała. Po jej tonie wywnioskowałam, że nie jest zadowolona. Wcale się jej nie dziwiłam, że jest w pewien sposób urażona zachowaniem moich bliskich. Żadne z nich nie zachowało się dobrze pozwalając jej odejść.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Uznałam, że powinniśmy cię mieć przy sobie... Jeśli to co mówisz jest prawdą...</div>
<div style="text-align: justify;">
- To jest prawda – warknęła wtrącając się w moją wypowiedź – Avalon istnieje naprawdę, a skoro wy nie wierzycie to nic już wam nie pomoże.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja wierzę. Moja rodzina unika odpowiadania mi na pytanie, wszyscy twierdzą, że nic nam nie grozi, a ja nie wiem nawet przed czym tak naprawdę będę zmuszona bronić moją córkę. Chcę tylko odpowiedzi, chcę być przygotowana na to co ma nadejść. - wyjaśniłam. Siedząc w aucie nie miałam pojęcia, gdzie tak naprawdę powinnam pojechać. Dom moich bliskich? To odpadało, Rosalie dałaby mi do wiwatu, gdybym tam wróciła z Hayley. Po chwili do głowy padł mi pomysł. Uśmiechnęłam się lekko i odpaliłam znowu samochód.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Gdzie jedziemy? - zapytała dziewczyna spoglądając na mnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Do miejsca, gdzie możemy porozmawiać – odparłam – do domu mojego ojca.</div>
Unknownnoreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-7543282304264180234.post-49372327990120871092016-01-31T22:53:00.000+00:002016-02-21T13:27:09.017+00:00Rozdział piąty<div align="center" class="western" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-size: large;">Renesmee</span></div>
<i>Dzień wcześniej</i><br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wiedziała, że znowu zaczyna się dziać coś niedobrego. Ostatnie lata były naprawdę spokojne, a wszyscy mieli nadzieję na to, że będą mogli już w spokoju przetrwać resztę ich wiecznego życia. Zarówno w domu dziadków jak i w jej własnym panowała dziwna atmosfera, a nawet żarty wujków nie potrafiły nikogo rozluźnić, a wszystko zaczęło się od drobnych kłamstw ojca. Rozumiała, że chciał, aby obie z mamą były bezpieczne, ale to w końcu zawsze niewiedza była najniebezpieczniejsza. Była zdziwiona tym, że cała rodzina milczy jak zaklęta, a wydobycie z nich jakichkolwiek informacji graniczy z cudem. Renesmee nie chciała się wtrącać, była przekonana, że jeśli będą musieli to jej powiedzą co się dzieje. Zresztą miała wrażenie, że wciąż jest traktowana jak dziecko, którym już dawno temu przestała być. Mama to rozumiała i prawie na każdym kroku jej to udowadniała. Nie traktowała jej tak jak reszta rodziny, jakby miała pięć lat i trzeba byłoby ją prowadzić wszędzie za rączkę. Samej siebie również nie uważała za wyjątkowo dorosłą, ale nie potrzebowała ciągle ich opieki. Wiedziała, że kiedyś nadejdzie taki dzień, kiedy będzie chciała pójść swoją własną drogą z dala od rodziców i dziadków. Kochała ich wszystkich, to jedno miało się nie zmienić, ale nie mogłaby spędzić całej wieczności z nimi. Była ciekawa czy w ogóle pozwoliliby jej wyjechać. Bella z całą pewnością by się zgodziła, ale tata... </div>
<div style="text-align: justify;">
Edward był ciężkim przypadkiem. Widziała jak na nią patrzy, kiedy wychodziła do La Push, żeby się spotkać z Jacobem. Jakby miała wyjść i już nigdy więcej nie wrócić. Miała wrażenie, że wraz z tym jak ona rosła jej ojciec robił się coraz bardziej zaborczy. A może to tylko było jej wyobrażenie. Nie reagowała, bo chyba większość ojców była zazdrosna o swoje córki, kiedy te wychodziły, żeby spotkać się z kolegami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chyba byli. </div>
<div style="text-align: justify;">
Po skończonej rozmowie z wampirzycą Renesmee od razu wyszła z domu. Przez chwilę rozważała czy nie przełożyć rozmowy z Jakiem na inny dzień, ale ostatecznie ruszyła dobrze sobie znaną ścieżką. Droga do La Push nie zajęła jej dużo czasu, wręcz przeciwnie była tam znacznie szybciej niż myślała. Od razu ruszyła nad klif, gdzie miała się spotkać z przyjacielem. Dostrzegła jego sylwetkę bez problemu. Na jej twarzy pojawił się niewielki uśmiech. Nie rozumiała dlaczego za każdym razem jak widzi Jake czuje się... Cóż lepiej. Chłopak potrafił jej poprawić humor jak nikt inny i właśnie za to go uwielbiała. Był z nią od zawsze, a kiedy kogoś potrzebowała pierwszy ustawiał się do kolejki, żeby jej pomóc. Jak tylko znalazła się dość blisko pomachała do niego ręką. Indianin podniósł się ze swojego miejsca i przebiegł te kilka metrów. Nessie pisnęła cicho, kiedy jego silne ramiona owinęły się wokół niej. Chłopak okręcił się z nią wokół własnej osi, a w chwili, kiedy postawił ją na ziemi jego usta musnęły jej czoło. Była przyzwyczajona do tego typu gestów, byli ze sobą naprawdę blisko. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ciebie też dobrze widzieć, Jake. - rzuciła ze śmiechem. Kilka kosmyków opadło je na twarz, ale zaraz związała gęste włosy w kucyka. Czuła się o wiele lepiej, kiedy spokojne loki opadały jej na plecy, ale przy dość wietrznej pogodzie wolała mieć je wszystkie w jednym miejscu. - Chcesz się przejść?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jeśli tylko na to masz ochotę – odpowiedział z uśmiechem. Wyczuła w nim pewną rezerwę, ale nie zamierzała się pytać. Znała chłopaka na tyle, aby wiedzieć, że jeśli będzie chciał się z nią podzielić problemem to zrobi to. Nie potrafiła na niego naciskać i żądać odpowiedzi. Jacob złapał ją za rękę, ot całkiem naturalny gest. Chyba wszyscy byli przyzwyczajeni do tego, że ta dwójka jest nierozłączna. Chłopak był dla niej naprawdę ważny. Szli wzdłuż plaży w milczeniu. Renesmee miała wrażenie, że panująca między nimi cisza wcale nie jest dobrą ciszą. Oczywiście wcześniej zdarzały się dni, które spędzali w milczeniu, ale teraz nie potrafiła znaleźć odpowiedniego wytłumaczenia dlaczego między nimi jest teraz tak dziwnie. Spojrzała kątem oka na Indianina. Chłopak patrzył przed siebie, a jego twarz nie zdradzała żadnych emocji.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Więc... - zaczęła, ale równie szybko urwała.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jake spojrzał w jej stronę, ale był to zaledwie ułamek sekundy. Chłopak po jakimś czasie się zatrzymał. Tak naprawdę nie miał pojęcia jak powinien zacząć tą rozmowę. Chyba najlepiej byłoby, gdyby zostawił to tylko dla siebie, ale nie potrafił dłużej trzymać dziewczyny w niepewności. Musiał wiedzieć czy czuje do niego coś więcej niż tylko przyjaźń. Renesmee puściła jego rękę, a sama się objęła ramionami. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Powiesz mi wreszcie co jest nie tak? - zapytała. - Nie lubię, kiedy ciągle ktoś coś przede mną ukrywa. Wierz mi, moja rodzina robi to przez cały czas. To naprawdę nie jest nic przyjemnego, zwłaszcza, że wcale nie jestem już takim dzieckiem jak się wszyst...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Kocham cię Renesmee.</div>
<div style="text-align: justify;">
Rudowłosa otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale ostatecznie je zamknęła. W jej oczach malowało się zaskoczenie. Tego zdecydowanie nie spodziewała. Wpatrywała się w chłopaka szeroko otwartymi oczami, a jej czekoladowe tęczówki znacznie pociemniały. Przecież to nie było możliwe, prawda? Byli da siebie jak rodzeństwo, a rodzeństwo takich rzeczy do siebie nie czuje. Oczywiście kochała go, ale nie w ten sposób. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Powiedz coś. - poprosił, jednocześnie tym samym tylko pogarszając sytuację. Pół-wampirzyca cofnęła się o kilka kroków. W głowie miała chaos, zupełnie nie wiedziała jak powinna zareagować na tego typu wyznanie. Nie spodziewała się, że chłopak postanowi jej powiedzieć coś takiego. Nawet przez ten cały czas do głowy jej nie przyszło, że chłopak, którego traktuje jak brata mógłby czuć do niej coś więcej niż przyjaźń. Tak naprawdę to wciąż to do niej nie docierało. - Renesmee, ja mogę to wytłumaczyć. To... ja... Pamiętasz jak ci opowiadałem o wpojeniu? O Samie i Emily? - zapytał.</div>
<div style="text-align: justify;">
Poderwała głowę do góry. Doskonale pamiętała tamtą rozmowę. Rodzice też jej o tym opowiadali, a właściwie mama. To ona wiedziała dużo o zmiennokształtnych. Spędziła z nimi więcej czasu niż ktokolwiek inni z jej rodziny. Jednak nigdy nie przyszło jej do głowy, że wpojenie mogłoby dotyczyć jej samej. Z drugiej strony tłumaczyło to wiele spraw – dlaczego między jej rodziną, a Quiletami jest spokój, czemu pozwalają jej spokojnie tu przychodzić i nikt na nią nie warczy. Dziewczyna wzięła głęboki wdech. Nie potrafiła ułożyć sobie tego wszystkiego w myślach. To było dla niej stanowczo zbyt wiele, gdyby może wiedziała wcześniej, albo... Nie. Nie było żadnego usprawiedliwienia. Jake okłamywał ją...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak długo? - spytała odwracając od niego wzrok. Nie potrafiła teraz na niego spojrzeć. Nie miała nigdy chłopaka, ani tym bardziej nie była zakochana i nie wiedziała jak powinna zareagować.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Od siedmiu lat.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wow.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie była w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Kochał ją od siedmiu lat? Przecież... TO znaczyłoby, że był w niej zakochany, kiedy była jeszcze małym dzieckiem! Znaczy, w porządku – wiedziała na czym polega wpojenie, ale nie potrafiła wyobrazić sobie tego, że to ona jest obiektem wpojenia. Przygryzła nerwowo dolną wargę, starając się po raz kolejny ułożyć te fakty w głowie, ale nie potrafiła. Tego było dla niej najzwyczajniej w świecie za dużo. Potrzebowała czasu do namysłu, musiała porozmawiać na ten temat z mamą, a co najważniejsze zdecydować co ona sama czuje do chłopaka. Gdyby to było takie proste odpowiedź dostałby już teraz. Nie czuła się gotowa psychicznie na to, żeby z kimkolwiek być w związku. Patrząc na swoją rodzinę oczekiwała tego, że któregoś dnia w jej życiu pojawi się mężczyzna, który zawróci jej w głowie, a poza nim nie będzie widziała już nikogo innego. I ze wzajemnością. W porządku, pomyślała biorąc znowu głęboki wdech, na spokojnie to przemyślisz i wrócisz z odpowiedzią. Chociaż wcale nie była pewna tego czy tak szybko wróci. Mama z całą pewnością jej pomoże rozwiązać tą sytuację, ale ostateczna decyzja mimo wszystko będzie zależała właśnie od niej. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Potrzebuję czasu, Jacob. To wszystko mi się po prostu nie mieści w głowie, a ty... nie mogę tu dłużej zostać. Przepraszam. - wydukała.</div>
<div style="text-align: justify;">
Miała zamiar już odejść, wystarczyła niecała sekunda, żeby zniknęła, ale tym razem Jacob był szybszy. Czasami się przedrzeźniali kto jest szybszy, ścigali, ale tym razem wcale nie miała ochoty na żadne wyścigi. Chciała tylko jak najszybciej wrócić do domu i zapomnieć o tej całej sytuacji. Pisnęła, kiedy ręce chłopaka zacisnęły się na jej ramionach. Odwrócił ją w swoją stronę, a to wcale się jej nie spodobało. Chyba domyślała się co zaraz się stanie, ale nie była w stanie zareagować. W momencie, kiedy poczuła duże i ciepłe usta chłopaka na swoich przez jej ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Zdecydowanie nie tak wyobrażała sobie swój pierwszy pocałunek, to miało być coś innego! Przyjemnie, obie strony chcące tego, a tymczasem ona nawet nie chciała w tej chwili znajdować się blisko chłopaka. Nie wiedziała ile to trwało, może kilka sekund, może kilkanaście minut. Kiedy wreszcie ją puścił poczuła się jeszcze gorzej. Na ustach wciąż czuła jego pocałunek, wymuszony. Wargi jej drżały, a w oczach zbierała się wilgoć. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak mogłeś?! - wydusiła z siebie w końcu. Zareagowała automatycznie, nie mogła sobie pozwolić na to, aby ktokolwiek traktował ją w ten sposób.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie poczuła samego uderzenia, usłyszała jedynie jak jej własna, drobna dłoń uderza o policzek Indianina, a potem jego jęk. Zabolało dopiero po kilku sekundach, kiedy zdała sobie sprawę z tego co zrobiła. Policzek zmiennokształtnego zrobił się czerwony, a Renesmee miała wrażenie, że z każdą następną sekundą robi się coraz ciemniejszy. Zasłużył sobie, uspokoiła się w myślach, aby przypadkiem nie przyszło jej do głowy, aby go za to przepraszać. Chłopak przez jakiś czas nie podniósł na nią wzroku, ani nie wykonał żadnego gestu. Po prostu stał wpatrując się w piasek. Dopiero, kiedy podniósł głowę Nessie cofnęła się o krok. On sam zrobił krok do przodu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ness...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie zbliżaj się! - warknęła. - Zostaw mnie w spokoju, Jacob. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, a to twoje wpojenie? Zostaw je dla siebie ja tego nie potrzebuję! Nie chcę go, ani nie chcę ciebie! - zawołała. Nie zwróciła uwagi na to co mówi, ani na to jak mógłby się po jej słowach poczuć chłopak. Zranił ją, nie chodziło już nawet o sam fakt, że ukrywał coś takiego przed nią przez tyle czasu, ale o pocałunek. Czuła się z tym naprawdę źle, wykorzystana. Chociaż jemu z całą pewnością o to nie chodziło. Przyglądała mu się przez chwilę, ale kiedy poczuła napływające do oczy łzy odwróciła się na pięcie i w przeciągu kilku sekund zniknęła. Musiała wrócić, nie potrafiłaby zostać ani chwili dłużej w jego towarzystwie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wracać do domu również nie chciała. Wiedziała, że tata wyczyta wszystko z jej myśli, czasami żałowała, że nie ma takiego daru jak mama, a Edward w każdej chwili może zajrzeć jej do głowy. Naruszając prywatność. Wpadła do domku, starając się zachowywać naturalnie jednak oczywiście nie potrafiła się tak zachować. Była roztrzęsiona i zagubiona, dowiedziała się dziś tylu rzeczy, a potem to wszystko... </div>
<div style="text-align: justify;">
- Mamo. - jęknęła, a Bella pojawiła się w przedpokoju pół sekundy później. Renesmee wiedziała, że nie będzie musiała jej nic tłumaczyć. Poczuła się od razu lepiej, kiedy Bella ją do siebie przytuliła. Obecność matki znacznie jej pomogła, kojący dotyk, ciche słowa, które wypowiadała, aby ją uspokoić. Pozwoliła się zaprowadzić do swojej sypialni. Wraz z wampirzycą opadła na łóżko. - Jake... on...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Cii, nie musisz mi nic mówić. Będzie jeszcze czas na rozmowę. - zapewniła głaszcząc ją po włosach, starając się jakoś córce pomóc uspokoić. Teraz chyba wolałaby nie wiedzieć co takiego zrobił chłopak, bo z całą pewnością, gdy tylko Renesmee zaśnie pojawiłaby się w rezerwacie robiąc mu piekło. Nikt nie miał prawa ranić jej córki. - Opowiesz mi wszystko jak się uspokoisz. Płacz jak musisz, to pomaga. - dodała szeptem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Sen byłby dla niej w tej chwili wybawieniem. Niecierpliwie czekała, aż zaśnie. Leżała w łóżku razem z Bellą, odwrócona do niej plecami. Wampirzyca przytulała ją przez cały czas, nawet na chwilę od niej nie odchodząc. Przestała płakać, więc mogło teraz być tylko lepiej. Nie pamiętała, aby kiedykolwiek coś wywołało u niej tak silne emocje. Nie mogła nic poradzić na to, że była przerażona tym pocałunkiem i wyznaniem chłopaka. Chciała tylko zapomnieć o tym całym dniu, wymazać go z pamięci lub cofnąć czas i nie zgodzić się na rozmowę. Ale czy to w jakikolwiek sposób by jej pomogło? Dowiedziałaby się o tym później, a to też nie byłoby dobre.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Śpij Nessie, jesteś zmęczona powinnaś odpocząć. - poprosiła cicho Bella. - Zostanę z tobą, a ty spróbuj zasnąć, w porządku?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Postaram się. - odpowiedziała szeptem. Złapała wampirzycę za rękę, którą ułożyła sobie blisko głowy. Czuła się teraz jak małe dziecko, ale potrzebowała tego. Chciała poczuć, że ma przy sobie mamę. Zdziwił ją brak Edwarda w domu, ale chyba nie powinna się zdziwić, że rodzice nie spędzają właściwie czasu w tym samym pomieszczeniu. A czasami nawet w domu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Musiała jeszcze leżeć tak przez jakiś czas, a kiedy w końcu zasnęła poczuła się lepiej. Sen się jej teraz przyda, a kiedy odpocznie będzie mogła na spokojnie o wszystkim opowiedzieć mamie, a potem się zastanowić nad tym co powinna zrobić. Chociaż z całą pewnością teraz przez jakiś czas nie będzie miała ochoty na to, aby chociaż słyszeć o Jacobie. Zranił ją w sposób o który nawet go nie podejrzewała, zabrał jej coś co było przeznaczone dla kogoś kogo kocha, a tymczasem on postanowił sobie po prostu ją pocałować. Och, gdyby tylko wiedziała z całą pewnością nie dopuściłaby do takiej sytuacji. Powstrzymałaby go w jakiś sposób, obroniła się czy odepchnęła go od siebie, a tymczasem po prostu mu na to pozwoliła. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tej nocy nie miała żadnych snów. Obudziła się rano i to na dodatek sama, ale nie przeszkadzał jej brak obecności mamy. Wyczuwała, że jest w domu, a Bella najpewniej opuściła pokój dopiero po jakimś czasie od jej zaśnięcia pozwalając jej w spokoju spać. Powoli się podniosła do pozycji siedzącej. Rozmasowała skronie, w duchu dziękując, że nie będzie cierpiała na ból głowy spowodowany płaczem. Do tego wszystkiego jeszcze tego jej brakowało. Zwlokła się powoli z łóżka. Podeszła do szafy i wyciągnęła z niej luźniejsze ubrania. Nie miała zamiaru dziś wychodzić z domu, więc Rose i Alice nie będą się mogły przyczepić do jej niezbyt wyszukanego stroju. Zerknęła w stronę lustra, ale bardzo szybko odwróciła wzrok. Musiała się doprowadzić do porządku. Szybko przemieściła się do łazienki chcąc uniknąć rozmowy z kimkolwiek. W łazience zdjęła z siebie wszystkie ubrania i wskoczyła pod prysznic od razu odkręcając gorącą wodę. Potrzebowała tego, uniosła głowę ku strumieniu. Mokre włosy lepiły się jej do twarzy i ciała, odgarnęła je po chwili na plecy, a dłoń oparła o ścianę. Wciąż miała w głowie spory mętlik, wspomnienia wróciły do niej gwałtownie. Przełknęła ślinę. Skupiła się na prysznicu. Na gorącej wodzie, która spływała po jej ciele, na zapachu szamponu, który wycisnęła na dłoń i zaczęła wcierać w włosy, na wodzie, która uderzała o brodzik. Na wszystkim co skutecznie odwracało jej uwagę od niechcianych myśli. Musiała przestać myśleć o zdarzeniach z wczoraj. To już było za nią, a dopóki nie będzie chciała nie musi tam wracać. Miała spokój, a przynajmniej na jakiś czas. Znała go na tyle, aby wiedzieć, że niedługo będzie chciał otrzymać jakąś wiadomość od niej, ale tymczasowo nie będzie mógł liczyć nawet na durnego SMS-a. Nie miała również zamiaru czuć się winna przez to, ze nie będzie mu odpowiadać. Sam sobie w końcu zasłużył na takie traktowanie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wyrzucenie z siebie tego wszystkiego co się zdarzyło wczoraj między nią i zmiennokształtnym okazało się być naprawdę pomocne, a mama była dla niej wyrozumiała, nie osądziła jej. Renesmee widziała, że Bella się zdenerwowała, kiedy dziewczyna wspomniała o niechcianym pocałunku, cóż wcale się wampirzycy nie dziwiła. Brak obecności Edwarda był dobry. Nie musiała kontrolować swoich myśli i w spokoju mogła wszystko opowiedzieć matce, którą traktowała jak przyjaciółkę i nie obawiać się tego, że ktokolwiek je usłyszy. Rozmowa była jej w tej chwili potrzebna, poczuła się znacznie lepiej. Późnym popołudniem razem z mamą postanowiła się przejść do reszty, nie było praktycznie dnia, kiedy się nie widzieli, więc i teraz byłoby dziwnie, gdyby tam nie zajrzały. Przed pójściem miała zamiar poprosić Bellę, aby w obecności Edwarda nałożyła na nią tarczę, jednak ostatecznie zrezygnowała z tego pomysłu decydując się na to, że będzie trzymała tamte myśli z dala od siebie. Posiadanie rodzica, który w każdej chwili mógł przeszperać ci umysł było uciążliwe. Do domu wpadła z szerokim uśmiechem witając się z każdym po kolei. Zachowywała się tak jak zawsze, porozmawiała z ciotkami, podrażniła się z ich partnerami i wymieniła kilka zdań z Esme i Carlislem. Niczego więcej jej do szczęścia nie było trzeba. A w momencie, kiedy padło słowo „polowanie” ucieszyła się jeszcze bardziej – przyda się jej trochę odskoczni od tego wszystkiego, a poza tym wampirza część Renesmee domagała się w końcu pożywienia. </div>
<div style="text-align: justify;">
I tak całą rodziną wyszli na polowanie nawet nie spodziewając się tego, że po powrocie będzie na nich czekał niespodziewany gość.</div>
<div style="text-align: justify;">
______________</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;">Nie bić! Pierwszy raz piszę z perspektywy Renesmee. Chyba jest dobrze, w razie czego krzyczeć. Będę się poprawiać. </span></div>
Unknownnoreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7543282304264180234.post-5390489899280918852016-01-09T19:23:00.002+00:002016-01-09T19:23:19.311+00:00Rozdział czwarty<div style="text-align: justify;">
Nie czułam się dobrze po krótkiej wymianie zdań ze swoim mężem. Następne dni również były dość ciche. Nie zamierzałam pierwsza wyciągnąć ręki zwłaszcza, że nie zrobiłam niczego złego. To nie była moja wina, że mój własny mąż ukrywał przede mną tak istotne fakty. Może byłabym w stanie to zrozumieć, gdybym była człowiekiem, który faktycznie nie byłby w stanie się obronić przed wiekową wampirzycą, ale do cholery byłam wampirzycą z siedmioletnim stażem. Na dodatek zostałam obdarzona niezwykłym darem. Potrafiłam doskonale obronić siebie, swoją córkę oraz rodzinę. Martwili się o mnie i byłam w stanie to zaakceptować, jednak w zamian oczekiwałam tego, że oni również w końcu zrozumieją, że jestem członkiem tej rodziny. To naprawdę było zaskakujące dlaczego jeśli było jakieś niebezpieczeństwo nikt nie nakazywał siedzieć w domu Esme, Rosalie czy Alice. Tylko zawsze mi. Miałam prawo czuć się przez nich odtrącona, a w ostatnim czasie nawet ignorowana. A to wszystko było zasługą mojego męża, który uważał mnie za dziecko.</div>
<div style="text-align: justify;">
Weszłam do naszego niewielkiego salonu, gdzie zastałam Renesmee. Uśmiechnęłam się mimowolnie na widok córki. Te lata minęły naprawdę szybko, a jedyne czego żałowałam to to, że nie dane było mi dłużej nacieszyć się córką. Nessie rosła naprawdę bardzo szybko, momentami miałam wrażenie, że aż zbyt szybko. Pamiętałam ogarniający mnie strach, że lada moment będę mogła stracić najważniejszą osobę w moim życiu. Nawet nie zorientowałam się kiedy moja dłoń wylądowała na idealnie płaskim brzuchu. Czasami brakowało mu ruchów maleństwa. I nie potrafiłam mieć jej za złe tego, że swoimi ruchami w każdej chwili mogła mnie pozbawić życia. Najważniejsze jednak było to, że wszystko się dobrze skończyło. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Chyba nie chcesz mi przekazać jakiejś szokującej wiadomości? - usłyszałam. Spojrzałam na dół na swoją dłoń, którą wciąż trzymałam na brzuchu. Zaśmiałam się i pokręciłam głową na boki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, nic z tych rzeczy – powiedziałam od razu materializując się u boku córki. - Edward wyszedł? - zapytałam. Mijaliśmy się ciągle. Na swój sposób to było nawet dobre, bo nie potrafiłabym teraz z nim na spokojnie rozmawiać. Byłam uparta i jak najbardziej oczekiwałam przeprosin ze strony męża. Mógł na mnie patrzeć swoimi topazowymi oczami, ale ja i tak bym mu nie uległa. Tamta Bella, która była w stanie wybaczyć nawet największe błędy zniknęła, a na jej miejscu pojawiła się zupełnie inna kobieta.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jakiś czas temu – odpowiedziała po dłuższej chwili milczenia. Renesmee westchnęła cicho. Przeczuwałam, że chce coś powiedzieć. Widziałam to po wyrazie jej twarzy, zbierała się do tego w myślach szukając odpowiednich słów. Robiła tak samo jak ja, jednak z tym, że wraz z wampiryzmem zyskałam możliwość ukrywania swoich emocji. Wydawało mi się, że minęło kilkanaście minut zanim moja córka zdecydowała się odezwać po raz kolejny. - Wiem, że nie powinnam się wtrącać w wasze sprawy, ale nie chcę, żebyście się cały czas kłócili. Ja... ciężko mi na was patrzeć, kiedy miniecie się w drzwiach i żadne z was się nawet nie odezwie. - wydusiła z siebie w końcu. Westchnęłam ciężko. Nie było dla mnie zaskoczeniem to, że wszyscy wiedzą co się między nami dzieje. W końcu zawsze byliśmy nierozłączni i ledwo można było nas od siebie oddzielić, a teraz kiedy jedno wchodziło do pokoju drugie uciekało. Spoglądałam na córkę zastanawiając się co powinnam jej odpowiedzieć, ale w tym momencie żadne słowa nie wydawały się być odpowiednie. Westchnęłam, wzrokiem uciekając w bok. Nie chciałam, żeby musiała się też martwić o nas.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To nie jest takie proste, skarbie. - powiedziałam w końcu. - Potrzebujemy czasu, żeby między nami było jak dawniej. - dodałam. Chociaż tak naprawdę się obawiałam, że między nami może już nie być tak jak dawniej. Edward mi kłamał prosto w oczy i nie zawahał się ani na moment.</div>
<div style="text-align: justify;">
- W swoim czasie na pewno się pogodzicie. - powiedziała i posłała mi delikatny uśmiech. Cieszyłam się, że nie naciskała. Chociaż doskonale wiedziałam, że Renesmee nie kazałaby mi robić niczego na siłę. Nigdy nie chciałam, żeby moja córka była świadkiem tego jak między jej mamą i tatą jest źle. Chciałam, żeby miała dobre wspomnienia z rodzicami. Z drugiej strony była już dorosła i wiedziała znacznie więcej niż gdyby była mała. Łatwiej było jej w tym wieku wytłumaczyć pewne rzeczy. Spoglądałam na nią. Miałam ogromne szczęście, że pojawiła się w moim życiu. Gdybym zdecydowała się jednak na przemianę zaraz po ślubie nigdy nie miałabym przy sobie tej cudownej istoty, którą była Renesmee. W przeciągu sekundy otoczyłam ją ramionami. Wiedziałam jaką mam siłę, dlatego uważałam na to, żeby nie zrobić jej przypadkiem krzywdy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie pozwolę na to, żeby ktokolwiek cię skrzywdził. - powiedziałam, delikatnie gładząc ją po włosach. Mimo, że urosła dla mnie wciąż była małą dziewczynką o którą musiałam dbać. Bez względu na to ile lat by minęło nigdy nie mogłabym zostawić jej samej sobie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiem mamo. - odpowiedziała również się do mnie przytulając. Odsunęła się ode mnie po dłuższej chwili. - Jake chciał ze mną porozmawiać, nie masz nic przeciwko temu, żebym już poszła?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Oczywiście, że nie. Idź i... nie zrozum go źle. - dodałam. Chyba domyślałam się po co Jake chciał z nią porozmawiać. Dziewczyna spojrzała na mnie pytająco, ale ja w odpowiedzi jedynie wzruszyłam ramionami. Nie ja powinnam jej o tym opowiadać, a właśnie mój przyjaciel. To od niego zależało w jaki sposób Renesmee się dowie o wpojeniu. Osobiście na jego miejscu zrobiłabym to już dawno temu, ale nie miałam prawa do tego, aby wtrącać się w to co jest między nią i zmiennokształtnym. To były ich osobiste sprawy, które powinni rozwiązać we dwoje, bez niczyjej dodatkowej pomocy. Obserwowałam jak Nessie szykuje się do wyjścia. Na pożegnanie rzuciła mi tylko krótkie „cześć”. Drzwi trzasnęły, a jej już nie było w okolicy. Uśmiechnęłam się delikatnie. Chociaż zdawałam sobie sprawę z tego, że nadchodzą problemy miałam jedynie nadzieję na to, że przynajmniej moja córka nie będzie miała dodatkowych związanych z wpojeniem Jake. Zrozumie to, a przynajmniej miałam nadzieję, że bez problemu przyjmie do wiadomości to co chłopak chce jej powiedzieć. Doskonale pamiętałam swoją reakcję na to kiedy się dowiedziałam, że mój najlepszy przyjaciel sobie zaklepał na wieczność moją córkę. Przynajmniej mi przeszło po tych wszystkich latach, a zdecydowanie gorzej było z Edwardem, który wciąż nie był co do tego wszystkiego pewny.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Miałam zbyt dużo rzeczy na głowie. Chciałam dowiedzieć się paru rzeczy o Avalon i o wszystkim co z nią związane. Niezbyt wiedziałam do kogo powinnam się z tym wszystkim zwrócić. Prawie każdy w domu unikał tego tematu jak ognia, szeptali między sobą. Czułam się zawiedziona, ale chyba niewiele mogłam zrobić. Weszłam do salonu. Nie dało się nie dostrzec Rosalie. Wampirzyca stała przy wielkim oknie spoglądając w las. Jak zawsze wyglądała niesamowicie. Nigdy nie zazdrościłam jej urody, była naprawdę przepiękna i wiele ludzkich dziewczyn, a nawet wampirzyc mogło jej pozazdrościć wyglądu. Blondynka odwróciła głowę w moją stronę najpewniej, kiedy wyczuła że się na nią gapie. Uniosła brwi do góry, posyłając mi spojrzenie typu „czego chcesz?”. Zdążyłam się przyzwyczaić do tego, że Rose jest chłodna. Nasze stosunki się nieco ociepliły po narodzinach Nessie. W pewnym sensie otrzymała to czego zawsze pragnęła. I nie miałam jej za złe tego, że tak lgnęła do mojej córki. Nawet teraz, kiedy była już dorosła. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Potrzebujesz czegoś? - zapytała odgarniając włosy na plecy. Czasami chyba wciąż mnie onieśmielała.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Właściwie to tak. Co powiesz na to, żebyśmy się wybrały na polowanie? - zaproponowałam. Spokojnie będziemy mogły porozmawiać na temat Avalon, a ja nie będę się musiała martwić tym, że usłyszy nas ktokolwiek inny.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ktoś powiedział polowanie?</div>
<div style="text-align: justify;">
Wzniosłam oczy ku górze słysząc głos Emmetta. Powinnam chyba się spodziewać tego, że ktoś nas podsłucha i się wprosi na „babski” wypad. Westchnęłam ciężko, odwracając się w stronę wampira. Miał ciemniejsze oczy niż zwykle, a swoim optymizmem oznajmiał, że nie ma zamiaru się poddać i nawet jeśli mi się nie podoba to, że on chce iść i tak pójdzie. Zaraz w salonie pojawiła się cała reszta. Cudownie, nawet nie można niczego zrobić samemu! </div>
<div style="text-align: justify;">
- Całkiem dobry pomysł. Dawno nie byliśmy na polowaniu – wtrącił Carlisle. Wysiliłam się na delikatny uśmiech w stronę teścia.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Cudownie! - zapiszczała Alice klaszcząc kilka razy w dłonie. - A potem możemy zagrać w baseball! Akurat wieczorem zapowiadali deszcz...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mnie nie wliczaj do gry, nie mam humoru. - mruknęłam, a Chochlik posłał mi pełne grozy spojrzenie. Wzruszyłam w odpowiedzi ramionami. Naprawdę nie miałam na to wcale ochoty. Tym bardziej, że wszyscy zepsuli mi plan. Edward pojawił się u mojego boku w ułamku sekundy. Złapał mnie za łokieć nieco przyciągając w swoją stronę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiem co planujesz. Rose nic ci nie powie. - mruknął mi do ucha. Przeklęta Alice! Zmrużyłam oczy odwracając się w jego stronę. Z każdym dniem, kiedy zwlekał z odpowiedzią na moje pytania drażnił mnie coraz bardziej i doprowadzał do szału. Pewnego dnia po prostu wybuchnę i się zdziwi. Nawet jeśli nie wyglądam to potrafię być niebezpieczna, racja? Jestem w końcu kobietą. Na dodatek wampirzycą, której się nie powinno wpieniać. Uśmiechnęłam się słodko do męża.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To w takim razie zrobisz to ty, kotku. - odpowiedziałam i stanęłam na palcach,a by musnąć ustami jego policzek. Z pewnością wybiłam go tym ruchem z równowagi, ale właśnie o to mi chodziło. - Jeśli wszyscy są gotowi to moglibyśmy już iść. Chodź Emmett.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chłopak uśmiechnął się do mnie szeroko, a po chwili znalazł obok mnie i brata. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Sorry, Edek. Kradnę ci żonę. - wtrącił. Zdecydowanie wolałam teraz przebywać w jego towarzystwie niż przy swoim mężu. Wzruszyłam lekko ramionami i wyszłam razem z brunetem z domu. Zaczekaliśmy przed domem na resztę, a kiedy wszyscy byliśmy już gotowi razem pobiegliśmy w znaną sobie stronę. Zerkałam co jakiś czas w stronę blond wampirzycy zastanawiając się czy będę miała okazję do tego, aby z nią porozmawiać. Ostatecznie jednak zrezygnowałam z tego pomysłu. Znajdę kogoś innego do opowiedzenia mi wszystkiego o tajemniczej Avalon.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">Hayley</span></div>
<div style="text-align: justify;">
Długo myślała nad tym czy dobrze robi. Doskonale wiedziała, że sama sobie nie poradzi i będzie potrzebowała pomocy kogoś równie silnego co wilkołaki. Nie miała właściwie wyboru i musiała poprosić Cullen'ów o pomoc. Tu zresztą nie chodziło tylko o to czego ona chce, ale także i o nich. Jeśli nie wiedzieli co się zaczyna dziać byli w ogromnym niebezpieczeństwie, a ona miała tylko nadzieję na to, że nie będzie musiała im tłumaczyć od początku wszystkiego. Byli doświadczeni w walce z wrogiem, więc teraz też nie powinni mieć problemów ze zrozumiem tego, że ich pomoc w tej sytuacji jest nieunikniona. Zresztą nawet jeśli im się to nie podobało byli w pewien sposób połączeni z Avalon. </div>
<div style="text-align: justify;">
Żal było jej opuszczać rodzinne miejsce, ale nie miała wyboru. Musiała znaleźć jak najszybciej swoją siostrę. A raczej ją uratować. </div>
<div style="text-align: justify;">
Hayley śledziła wzrokiem tak dobrze znane sobie miejsce. Wilkołaki były rzadkością, a te którym się udało przeżyć miały naprawdę wiele szczęścia. Rozkaz Kajusza zabił wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób mogli być spokrewnieni z nią czy Honey. Ciągle drżała o życie swojej młodszej siostry. Miała przecież niecałe osiemnaście lat. Nie powinna być wplątana w ten cały nadnaturalny świat. Dziewczyna przygryzła delikatnie wargę, kiedy wyczuła za sobą pewną osobę. Przymknęła oczy czując na ramionach męskie, silne dłonie. Tego też z całą pewnością będzie jej brakowało. Oparcia w mężczyźnie, który od dłuższego czasu stał się jej naprawdę bliski. Jakby tylko mogła zabrałaby go ze sobą, ale ta walka go nie dotyczyła. On miał być bezpieczny i na nią czekać, aż wróci do domu wraz z siostrą. Odchyliła głowę do tyłu, żeby spojrzeć na mężczyznę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Będę tęskniła. - powiedziała cicho i niepewnie. A to zupełnie do niej nie pasowało. Sama nie wiedziała jaki wpływ ma na nią Anthony, ale przy nim była zupełnie inną osobą. Cieszyła się, że to właśnie on stanął jej na drodze. Okazał jej wiele zrozumienia i nie odrzucał. Był, kiedy potrzebowała kogoś przy sobie. I ze wzajemnością. Wiedziała jak patrzy na obrączkę, którą nosił na szyi na łańcuszku i wcale nie miała mu za złe tego, że tęsknił za żoną, która po prostu znalazła się w złym miejscu o złym czasie. Ludzie mieli to do siebie, że można było zabić ich o wiele łatwiej niż wilkołaki czy zmiennokształtnych. Mężczyzna pomógł jej wstać i przyciągnął ją do siebie chowając w swoich ramionach.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jakbym z tobą pojechał to byś za mną nie tęskniła. - odpowiedział. Kobieta pokręciła głową na boki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mogę cię tak narażać. Zgodziłeś się poza tym zostać. - przypomniała mu, nieco się od niego odsuwając. Chciała mu spojrzeć w oczy, ale skutecznie unikał tego, aby spojrzeć w dól. Hayley westchnęła ciężko. - I nawet nie myśl o tym, żeby za mną podążać. To jest moja „misja” do wypełnienia. Ty musisz zostać tutaj i pilnować, żeby nikomu nic się nie stało.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jest ze mną jeszcze Robert, poradziłby sobie beze mnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Powiedziałam nie. Koniec dyskusji. Zostajesz tu. - warknęła. Czasami się dziwiła jakim cudem mężczyzna mający prawie czterdzieści lat z taką łatwością słucha się dwudziestopięciolatki. Oczywiście nie zamierzała dłużej na ten temat myśleć. Najważniejsze dla niej było to, aby został bezpieczny. Wiedziała, że gdyby pozwoliła mu się ze sobą zabrać byłby, aż nadto opiekuńczy, a ona naprawdę nie potrzebowała żadnego opiekuna. Położyła dłoń na jego policzku, który był pokryty kilkudniowym zarostem. - Postaram się wrócić szybko. Obiecuję.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ujął jej dłoń i musnął jej wierzch swoimi ustami. Doskonale wiedział, że będzie mu jej tutaj brakowało, ale tak naprawdę nie miał prawa do tego, aby wtrącać się w to co Hayley chce robić. Poza tym wiedziała jaka jest, nawet jakby próbował dziewczyna nie pozwoliłaby mu na to, żeby się wtrącił. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak sądzę nie mam wyboru? - zapytał.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wybacz, ale nie tym razem. Zobaczysz, że szybko wrócę. - powiedziała i się do niego przytuliła. Zadrżała czując jak przesuwa dłońmi po jej plecach. - Tylko niech się żadna nie przyczepi, bo wydrapię oczy. - zagroziła z cichym i niewinnym śmiechem, który zupełnie nie był podobny do pewnej siebie Hayley.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Bądź spokojna.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Lot z Maine do Seattle okazał się być całkiem przyjemny. Przez cały lot rozmyślała o wszystkim co się wydarzy w ciągu następnych tygodni, a może i nawet miesięcy. Chciała jak najszybciej wrócić w rodzinne strony oczywiście już razem ze swoją siostrą. Nigdy by sobie nie wybaczyła, gdyby cokolwiek się jej stało. Na lotnisku wszystko poszło sprawnie. Nie zabrała ze sobą zbyt wielu rzeczy, bo tego nie potrzebowała. Zresztą jakby czegoś potrzebowała będzie mogła dokupić na miejscu. Wyciągnęła z kieszeni telefon, obiecała Anthyony'emu, że od razu po przylocie od niego się odezwie. Wystukała kilka zdań na telefonie, a kiedy wysłała wiadomość wsunęła z powrotem do obcisłych jeansów. Zacisnęła dłoń na niewielkiej czarnej torbie i ruszyła w stronę wyjścia. Przed lotniskiem rozglądała się za taksówką, która mogłaby ją zabrać do Forks. Z pewnością kierowca będzie chciał trochę kasy, bo jednak miasteczko było dość daleko od Seattle, ale i na taką opcję była przygotowana. Znalezienie taksówki nie okazało się być dość trudne. W końcu siedziała w ciepłym aucie, przeczesując palcami wilgotne włosy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- A więc, gdzie zmierzamy? - zapytał kierowca spoglądając na nią w lusterku. Hayley powoli podniosła wzrok.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Forks. Zapłacę dopiero jak będę na miejscu. - powiedziała szybko zanim mężczyzna mógłby zmienić zdanie. Nie uśmiechało się jej spędzić z kimkolwiek obcym trzech godzin w aucie, ale nie miała innego wyjścia. Może powinna załatwić coś swojego, żeby nie musiała ciągle jeździć samochodami. W drodze słuchała muzyki, żeby jakoś zabić czas. Zastanawiała się też czy nie powinna może pojechać najpierw do Jacoba. Chłopak nie był przygotowany zbytnio na jej wizytę, a ona chciała jak najszybciej przeciągnąć Cullen'ów na swoją stronę. Właściwie nie będzie musiała tego robić. Wystarczy, że im wszystko opowie to z pewnością zgodzą się jej pomóc. A nawet jeśli nie będą chcieli tego zrobić... cóż prędzej czy później przyszliby prosić o pomoc. Wiedziała, że tak by było. Avalon nadchodziła, a wraz z nią równie niebezpieczne istoty. Nikt właściwie nie zdawał sobie sprawy z tego jakie grozi im niebezpieczeństwo jeśli nie będą przygotowani na atak uroczej wampirzycy, która była gotowa poświęcić wszystko i wszystkich byle tylko dostać to czego chce.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wiedziała, gdzie dokładnie mieszka rodzina wampirów. Poprosiła więc taksówkarza, żeby ją wysadził przed miastem. Nie ukrywał zdziwienia zwłaszcza, że w tym czasie zdążyło się rozpadać na dobre. Rozliczyła się z mężczyzną i wysiadła z samochodu. Rozłożyła ogromną czarną parasolkę. Jako wilkołak nie odczuwała chłodu, a deszcz nie robił jej różnicy, ale jednak mimo wszystko musiała zachować pozory. Poza tym nie chciała się pokazywać w ich domu jak zmokła kura. Nogi same prowadziły ją przed siebie. Nie miała pojęcia czy idzie w dobrym kierunku. Po prostu szła, nie zastanawiając się nawet nad tym, gdzie trafi. Skręciła w ścieżkę, która była ledwo widoczna. W momencie, kiedy jej oczom ukazał się dość sporej wielkości biały dom uśmiechnęła się. Prawdopodobnie trafiła na miejsce. Tak naprawdę niewiele o nich wiedziała, ale to jej wcale nie powstrzymywało przed tym, żeby sprawdzić kto jest właścicielem domu. Jednak jak tylko podeszła bliżej od razu uderzyła w nią niezwykle słodka woń wampirów. Hayley zmarszczyła nieco nos. Będzie musiała jakoś wytrzymać. Zapach jej nie odrzucał, aczkolwiek jak dla niej był stanowczo za słodki. Przebywając przez ostatnie kilka lat w towarzystwie wilkołaków zdążyła się przyzwyczaić do piżmowego zapachu. Szła spokojnie, stanęła przed drzwiami i miała już zapukać, kiedy zorientowała się, że nikogo nie ma. A to nawet lepiej. Nacisnęła klamkę, a drzwi o dziwo okazały się być otwarte. Dziewczyna uśmiechnęła się zadowolona z siebie i weszła do środka. Było tu znacznie cieplej niż na zewnątrz. Podeszwy butów wytarła wcześniej o wycieraczkę. Nie chciała za sobą zostawiać żadnych śladów. Była ciekawa ile minie czasu zanim pojawią się właściciele domu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ruszyła do salonu. Mieszkanie było urządzone skromnie, aczkolwiek mogła się domyślić, że wszystkie rzeczy są z górnej półki. Hayley położyła swoją torbę na podłodze obok kanapy, która była obita białą skórą. Przeszła się po salonie przyglądając się wszystkiemu. Może to było niegrzeczne, ale ona nigdy nie należała do tych grzecznych i uroczych dzieci, które się słuchają mamy czy taty. Ona ich nie miała, więc nie miał jej też kto wychować. Po kilku minutach kręcenia się bez celu po pomieszczeniu opadła w końcu na kanapę, zakładając nogę na nogę. I z niecierpliwością czekała na pojawienie się wampirzej rodziny.</div>
Unknownnoreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7543282304264180234.post-27263451944565521282015-11-24T18:47:00.000+00:002015-11-24T18:47:11.443+00:00Rozdział trzeci <div style="text-align: justify;">
Dzień wydawał się być zaskakująco spokojny. Od samego rana pomagałam Esme w domowych obowiązkach. Późnym popołudniem dołączyła do nas Alice i Rosalie, które wróciły z sobotnich zakupów. Oczywiście cały bagażnik oraz tył samochodu zawalony był torbami, a mnie ten widok już bardzo dawno temu przestał w jakikolwiek sposób dziwić. Mogłam uważać, że wydają zbyt dużo pieniędzy, które mogłyby przydać się innym, ale doskonale wiedziałam co takiego robi Esme z ubraniami, których dziewczyny czy nasi panowie nie chcą. W tym domu nic się nie marnowało, o dziwo od dłuższego czasu też nawet jedzenie. Zawdzięczaliśmy to Renesmee, która nagle postanowiła przerzucić się na ludzkie jedzenie. Dziewczyna nadal chodziła z nami na polowania tak jak zawsze, ale kiedy czas spędzaliśmy w domu drzwi od lodówki prawie ciągle były otwarte. Zastanawiałam się skąd pół-wampirzyca ma w sobie tyle miejsca, aby pomieścić to wszystko. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zniosłam kosz z niechcianymi ubraniami na sam dół, gdzie czekała już na mnie Esme. Wampirzyca uśmiechnęła się do mnie ciepło odbierając mi kosz. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To teraz czeka na nas ogród? - spytałam opierając się o ścianę. To było naprawdę niesprawiedliwe, że Emmett i Jasper siedzieli przed telewizorem oglądając jakieś filmy, których fabuła była dla mnie niezrozumiała, ale najwyraźniej nie posiadałam tego czegoś, żeby zrozumieć o co w nich chodzi. Przynajmniej były one lepsze niż od ciągłych meczy czy walk bokserskich.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ogrodem zajęła się Renesmee z Rose, chciałabym zmienić kolor ścian w garażu. Wiem, że ciągle się tam kurzy, a jak Rosalie czy Emmett robią coś przy samochodach to się czasem otrą przypadkiem o ścianę i zostaje smar – ciągnęła składając ubrania. Zaraz też do niej dołączyłam. - Nie wygląda to zbyt estetycznie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wiedziałam, że Esme lubi mieć wszystko zrobione porządnie, dlatego nie potrafiłam odmówić wampirzycy pomocy. Zresztą teraz i tak nie miałam niczego lepszego do roboty. Zaoferowałam jej, że pójdę zająć się ścianami, a ona spokojnie będzie mogła dokończyć układanie ubrań. Po części chciałam się uwolnić od tego, bo naprawdę nie lubiłam tego robić, a tak przynajmniej znalazłam sobie jakieś inne, bardziej pożyteczne zajęcie. Farbę oraz wałek znalazłam w garażu. Nie miałam najmniejszego zamiaru bawić się w wyprowadzanie aut na zewnątrz, więc tylko przykryłam je dość sporym materiałem, który znalazłam w jednym z pudeł. To jedno miałam przynajmniej z głowy. Chociaż wiedziałam, że gdyby zaraz tu wpadł Edward czy Rosalie dostałabym po głowie za zaniedbywanie ich „dzieci”. Nie rozumiałam tego fenomenu z autami i chyba nigdy nie dane będzie mi go zrozumieć, a mnie szczególnie nie ciągnęło do tego, żeby uczyć się o samochodach czegoś więcej niż potrzebnych mi podstaw. Dopóki auto jeździło i było sprawne nie potrzebowałam niczego więcej. Jednak mając pod ręką mechaników nie musiałam narzekać na to, że moje autko kiedykolwiek się zepsuje. </div>
<div style="text-align: justify;">
Otworzyłam wiaderko z białą farbą. Chcąc czy nie chcąc musiałam to zrobić. W końcu zobowiązałam się do pomocy, a odmówić nie miałam zamiaru. Przynajmniej się na coś przydam i oderwę myśli od tego co zdarzyło się kilka dni temu. Atmosfera między mną i Edwardem nadal była nieco napięta. Cóż mógł mi od razu powiedzieć o co chodzi, chociaż tak naprawdę wciąż nie wiedziałam o co chodzi. Avalon to była bajka – wymyślona przez włoskie wampiry. Nie raz Edward mi powtarzał, że nie mam się czego obawiać, a wampirzyca nikomu nie zagraża, bo jest tylko wytworem wyobraźni Volturi. Chciałam w to wierzyć, ale jednak przychodziło mi to z trudem. Wszyscy zachowywali się jakbym była niedoświadczonym dzieckiem, które potrzebuje stałej opieki kogoś dorosłego i ukrywali przede mnie najważniejsze fakty, a już dawno temu powinni zaprzestać mnie traktować w ten sposób. Przynajmniej teraz nikt się nade mną nie trząsł i nie mówił mi co mam robić. Chociaż znając moją rodzinę zaraz pewnie ktoś by się pojawił, aby dać mi do zrozumienia, że źle trzymam wałek lub stoję nie tak. Albo, że nie tak maluję ściany. Zacisnęłam mocniej dłoń na rączkę zirytowana własnymi myślami. Słysząc jednak ciche pęknięcie zdałam sobie sprawę, że jeszcze chwila i zepsułabym potrzebny mi w tej chwili wałek, a drugiego jakoś nigdzie nie widziałam. Zabrałam się za malowanie ścian, chcąc mieć to jak najszybciej za sobą. </div>
<div style="text-align: justify;">
I chociaż od momentu, kiedy dowiedziałam się o Avalon minęło już kilka dni między mną i moim mężem wcale nie było dobrze. Unikaliśmy się nawzajem, chociaż ja wolałam to nazywać ignorowaniem. Nie zrobiłam niczego złego, a to raczej on miał mnie za co przepraszać. Alice oczywiście zdążyła mi już powiedzieć o tym, że za kilka dni między nami będzie jak dawniej, ale nie potrafiłam jakoś jej w to uwierzyć. Moja przyjaciółka i siostra zarazem potrafiła podnieść mnie na duchu, ale tym razem jej wesołe trajkotanie nie pomogło. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy ktoś zszedł do garażu. Nie spodziewałam się tego, aby ktokolwiek miał mi towarzyszyć zwłaszcza, że każdy w tym domu był zajęty i coś robił lub nie było go wcale. Jak na przykład mój teść, który był w pracy czy mąż, który wyszedł kilka dobrych godzin temu. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Omija mnie cała zabawa!</div>
<div style="text-align: justify;">
Odwróciłam się w stronę Emmetta, który stał niedaleko mnie ze skrzyżowanymi rękami na piersi. Wampir wpatrywał się we mnie złocistymi oczami jakby z żalem, że nie zaproponowałam mu malowania ścian. Przewróciłam oczami. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To łap. - mruknęłam i cisnęłam przed siebie pędzlem, który ociekał białą farbą. Brunet złapał go w ostatniej chwili, ale mimo wszystko kilka kropelek farby wylądowało na jego twarzy. Chłopak chyba nie wyglądał na zadowolonego, a ja nie mogłam ukryć faktu, że ta drobna rzecz bardzo poprawiła mu humor. Przygryzłam wargę obserwując jak wyraźnie zaskoczony spogląda to na mnie, a to na – Do twarzy ci w białym.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chcesz zobaczyć czy tobie też będzie pasować? - zapytał obracając pędzel w dłoniach. Robił to tak szybko, że zwykły człowiek z pewnością nie zobaczyłby niczego. Resztki farby z końcówki pędzla popędziły we wszystkie strony osiadając na każdej napotkanej rzeczy. W tym również i na mnie. Przewróciłam oczami. Przez chwilę lustrowałam wzrokiem wampira, który wciąż machał pędzlem. Przygryzłam delikatnie wargę. Mogłam się założyć, że nie minęła nawet sekunda, kiedy schyliłam się do wiaderka z farbą, żeby zanurzyć w nim dłonie i tym co mi zostało na rękach obrzucić Emmetta.</div>
<div style="text-align: justify;">
Potrzebowałam tego. </div>
<div style="text-align: justify;">
Żeby odpędzić swoje myśli od tego wszystkiego co działo się w ostatnim czasie. Edward mnie zranił nie mówiąc mi prawdy na temat Avalon. Przynajmniej jego brat potrafił skutecznie odpędzić moje myśli od tego wszystkiego i na chwilę zająć mnie czymś innym niż rozpamiętywanie tego co się zdarzyło. </div>
<div style="text-align: justify;">
Powinnam się w pewnym momencie opamiętać – w tym, kiedy większa zawartość wiaderka wylądowała na mnie, ale nie potrafiłam. Zbyt dobrze się bawiłam w towarzystwie swojego szwagra, że zupełnie zapomniałam o tym, że jestem już dorosłą kobietą, której wypada się zachowywać. Nawet nie zauważyłam tego, że do garażu weszło jeszcze więcej osób. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ech, Bello...</div>
<div style="text-align: justify;">
Mój chichot i donośny śmiech Emmetta ucichły naprawdę szybko. Odgarnęłam zafarbowane na biało włosy z twarzy, aby spojrzeć prosto na mojego męża. Świetnie, nie dość, że mnie okłamuje to jeszcze teraz psuje mi dobrą zabawę? Medal z całą pewnością się należy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Blady się zrobiłeś, braciszku. - zauważył brunet odstawiając wiaderko na podłogę. On sam nie wyglądał lepiej niż ja. Oboje z pewnością wyglądaliśmy jakbyśmy dopiero co skończyli remontować przynajmniej kilkanaście pomieszczeń. Chociaż wątpiłam w to, aby ktokolwiek po remoncie był cały – dosłownie cały w farbie. Chyba nawet miałam ją w ustach, ale to nie był najważniejszy problem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Blady to on jest całe życie – wymamrotałam pod nosem. Zauważyłam, że Edward przewrócił oczami.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Możemy porozmawiać? - zapytał ignorując słowa swojego brata oraz moje.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Maluję. - odparłam. Nie skończyłam jeszcze malować garażu. Co z tego, że farby już nie było. Przynajmniej miałam jakąś wymówkę do tego, żeby go zbyć. Chociaż wiedziała, że z jego uporem to nie będzie wcale takie łatwe.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie masz już czym malować – zauważył słusznie. Zauważyłam, że Emmett dyskretnie się wycofał z garażu. Świetnie! On też musiał mnie teraz zostawić samą z panem Wiem Wszystko Lepiej? - Nie rozmawialiśmy od kilku dni.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Naprawdę? Nie zauważyłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mówiłem ci o tym, bo nie chciałem cię niepotrzebnie straszyć. - powiedział. Zupełnie jakby to miało coś znaczyć. - Myślałem, że to tylko krążące plotki, a ona...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zapominasz o tym, że nie jestem już bezbronnym człowiekiem, który nie wie jak się obronić. Jestem również twoją żoną od siedmiu lat o ile jeszcze o tym nie zapomniałeś, a z tego co wiem mąż i żona powinni się wspierać i mówić sobie o wszystkim. Jestem również matką twojego dziecka, któremu grozi niebezpieczeństwo. Naprawdę sądzisz, że nie powinnam wiedzieć o tego typu rzeczach? - wydusiłam z siebie zmuszając się do tego, aby na niego spojrzeć. Zranił mnie i musiał zdawać sobie z tego sprawę. Nie miałam najmniejszego zamiaru go bronić.</div>
<div style="text-align: justify;">
Bolało mnie to, że wciąż traktował mnie tak jakbym nic nie potrafiła. Jakby ciągle trzeba było za mną chodzić i pokazywać mi wszystko palcem. Nie byłam dzieckiem, a także nie byłam Bellą sprzed kilku lat. Zmieniłam się w momencie, kiedy zostałam przemieniona w istotę nieśmiertelną. Potrafiłam o siebie zadbać. Tak samo jak o swoją rodzinę o którą martwiłam się tak samo mocno jak i Edward. Nie sądziłam, że wampir będzie po tylu latach wspólnego życia wciąż mnie traktował jak nastolatkę, którą poznał jeszcze w liceum. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jestem dorosła Edwardzie. Powinieneś wziąć to pod uwagę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie czekałam już na jego odpowiedź. Może nie byłam jeszcze gotowa na rozmowę z tym o tym. Odłożyłam pędzel i wyszłam z garażu. Musiałam doprowadzić się do porządku. Zarówno fizycznie jak i psychicznie</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">Aurora </span></div>
<div style="text-align: center;">
<u><a href="https://www.youtube.com/watch?v=O3UuqCN1sQs">Digital Daggers - The Devil Within</a></u></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Drobna wampirzyca szła przed siebie pewnym krokiem. Miała na sobie sięgającą ziemi czarną szatę chroniącą ją przed promieniami słońca, które zdradziłyby kim tak naprawdę jest. Będąc nawet w środku nie ściągnęła z głowy czarnego kaptura. Była jednym z najnowszych wampirów należących do Volturi. Chociaż wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że Aurora jest bardzo niezależna. Nie przywiązywała zbyt dużej uwagi do tego co mówił Aro czy inny z jego braci. Robiła to na co akurat ona miała ochotę. Wszyscy, a raczej tylko zapatrzony w dary wampirów Aro cenił sobie ją najbardziej. </div>
<div style="text-align: justify;">
Za wampirzycą unosił się słodki zapach jej własnej skóry jak i świeżej ludzkiej krwi. </div>
<div style="text-align: justify;">
Polowała. </div>
<div style="text-align: justify;">
Chłód bijący od ścian był przyjemny, nawet jeśli dla rudowłosej temperatura nie miała żadnego znaczenia. Zatrzymała się wpół kroku słysząc jak ktoś za nią podąża. Przewróciła oczami odwracając się z gracją w stronę szpiega. Jego serce biło cicho, stanowczo zbyt cicho jak na hybrydę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Starasz się. </div>
<div style="text-align: justify;">
Melodyjny głos rozniósł się echem. Stał w cieniu spoglądając na zielonymi oczami. Nie dało się ukryć tego, że Carter był wampirzycą zafascynowany. Przyglądał się jej od dłuższego czasu. Kilka razy nawet próbował za nią pójść, ale za każdym razem Aurora go przyłapywała. Nigdy nie wydawała się być jednak za to zła. Zawsze podchodziła do niego, a drobną dłoń kładła na jego policzku, który zwykle pokryty był kilkudniowym zarostem. Spoglądała w oczy i uśmiechała się w niewinny sposób. Znikała, a on jak zwykle zapominał dlaczego tutaj się znalazł. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jednak moje starania nie są wystarczająco dobre – odparł. Zrobił krok, a wampirzyca mogła wreszcie doskonale zobaczyć jego przystojną twarz. Była kobietą, nawet jeśli liczyła sobie kilkanaście wieków, to wciąż nie potrafiła odwrócić wzroku od przystojnego mężczyzny. Tymczasowo wolała trzymać się jednak z daleka od kogokolwiek. Miała już swój upatrzony cel, żyjący sobie spokojnie – do czasu - w ponurym Forks. Już się nie mogła doczekać chwili, kiedy na nią spojrzy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Praktyka czyni mistrza. Twoje serce i zapach krwi... To cię zgubiło. </div>
<div style="text-align: justify;">
Może gdyby nie te dwa istotne szczegóły Aurora wcale nie zauważyłaby obecności chłopaka. Powoli zsunęła z głowy kaptur. Kilka kosmyków opadło jej na twarz. Spieszyła się, ale chyba kilka minut spędzonych sam na sam w towarzystwie księcia nie będzie nic znaczyło, prawda? Sam Aro chciał, żeby jego syn się do niej zbliży. Powinien się cieszyć, że Carter odziedziczył urodę po matce. W innym wypadku najpewniej na pół-wampira by nie spojrzała. Och, oczywiście każdy wampir w pewien sposób był piękny, ale jednak uroda wampira bardziej zniechęcała Aurorę niż przyciągała. Na miejscu tych wszystkich biednych kobiet wolałaby trzymać się od niego z daleka. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Będę miał to uwadze, Auroro. Czy jest coś w czym mógłbym ci pomóc? - zapytał. </div>
<div style="text-align: justify;">
Był młody i zapatrzony w starszą od siebie wampirzycę, a dla niej to było coś niezwykłego. Od wieków mężczyźni się za nią oglądali, ale jednak zaloty Cartera miały w sobie coś zupełnie innego. Wiedziała, że tu nie chodziło tylko to, że Aro kazał mu być blisko niej. Brunet sam z siebie chciał być przy niej. A wszystko zaczęło się jeszcze kilkanaście miesięcy temu, kiedy pojawiła się w mieście. Była zaskoczeniem dla wszystkich, a zwłaszcza dla potężnej trójcy, która nie spodziewała się przyjazdu Aurory. Wyjechała nagle i pojawiła się równie niespodziewanie. Pewnie dlatego Carter jej tak pilnował, aby przypadkiem nie zginęła mu na kilkanaście lat. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jeśli będę potrzebować twojej pomocy to nie zapomnę cię o tym poinformować – powiedziała miękko. - Twoja lojalność względem mnie jest zdumiewająca. Niedługo będzie nas czekać poważna misja, Carterze. Wtedy będę cię potrzebować. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie chciała mu jednak zdradzać zbyt wielu planów. Póki co wolała, aby chłopak żył sobie swoim spokojnym życiem w Volterrze. Nawet jeśli stale był przez kogoś pilnowany. Dopóki nikt nie wiedział o jego istnieniu był bezpieczny. Skinęła na niego głową odwracając się do hybrydy plecami. Wolnym krokiem ruszyła w stronę sali, gdzie przebywał Aro, Kajusz i Marek. Chociaż wiedziała co mają jej do powiedzenia i tak będzie musiała udawać zaskoczoną. </div>
<div style="text-align: justify;">
Pchnęła ogromne drzwi wchodząc do środka. W tym też momencie zrzuciła z siebie szatę. Kątek oka spojrzała na wampira stojącego niedaleko drzwi. Puściła mu oczko. Zatrzymała się przed trzema tronami (o ile mogła je tak nazwać). Przyjrzała się każdemu wampirowi z osobna, </div>
<div style="text-align: justify;">
- Znowu polowałaś na ludzi w mieście. - zauważył Kajusz. Jako jedyny z braci nie podzielał ich entuzjazmu względem Aurory. Och, naprawdę trzymał urazę sprzed wieków, kiedy odważyła mu się postawić? Mało kto wspominał ten mały wypadek. Zresztą, gdyby tamta kobieta Aurory nie zdenerwowała wcale nie wyrzuciłaby jej z wieży. Tylko po prostu skosztowała jej krwi. I tak czekałby ją nędzny los. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wybacz, Kai – rzuciła przewracając oczami – czyżbyś obawiał się o jakieś nierozsądne dziewczę, które przypadkiem mogłoby trafić w moje łapki? - spytała trzepocząc rzęsami. Mogli jej nie denerwować. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Bracie, spokojnie. Aurora przyjechała do nas w celach pokojowych, prawda kochanie? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zawsze, Aro. </div>
<div style="text-align: justify;">
I to było akurat kłamstwo, ale żadne z nich nie musiało o tym wiedzieć. Potrzebowała jedynie wsparcia, a że oni jej ślepo wierzyli to nie mogła odmówić. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Mamy pewien problem. Widzisz Avalon wróciła... </div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Wiedziałam.</i></div>
Unknownnoreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7543282304264180234.post-28513354774088135962015-10-03T22:38:00.000+01:002015-10-03T22:38:18.935+01:00Rozdział Drugi Powinnam wyczuć, że ktoś się do mnie zbliża. Byłam jednak zbyt pochłonięta tym co powiedział, a raczej czego mi nie powiedział Edward. Nie zwróciłam uwagi na to, że jeden z zmiennokształtnych ma zamiar się na mnie rzucić. Słysząc głos Paula drgnęłam, cofnęłam się o kilka kroków, ale mimo to wilk nie wycofał się. Nadal miał ochotę mnie zaatakować, odsłonięte zęby, najeżona sierść... Jeszcze kilkanaście lat temu taki widok bez wątpienia by mnie przeraził, ale teraz byłam wręcz obojętna na śliniącego się kundla. Przybrałam pozycję obronną gotowa w każdej chwili rzucić mu się gardła, gdyby tylko starał się mnie zaatakować. Chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie odważy się tego zrobić. W momencie, kiedy Indianin wbiegł między nas miałam ochotę go odepchnąć i rozprawić się wilczkiem osobiście, ale robiąc to tylko narobiłabym większych problemów. Z daleka słyszałam jak już tu ktoś biegnie. Nie powinnam się chyba dziwić, w końcu mogli sobie czytać w myślach i bez problemu dotarła już do kogoś wiadomość o tym, że wampir znajduje się na ich terenie. Zmarszczyłam nos, kiedy nieprzyjemny zapach zaczął się nasilać. I pomyśleć, że jako człowiek nie wyczuwałam żadnej różnicy. Oni po prostu śmierdzieli; tak samo jak my dla nich. Co było trochę nawet zabawne.<br />
- Wystarczy! Oboje się uspokójcie! - warknął chłopak rozkładając ramiona, przez co wyglądał na jeszcze większego niż był w rzeczywistości. Wypuściłam powietrze z płuc prostując się niczym struna. Znacznie łatwiej było wejść na ich ziemię, kiedy byłam człowiekiem. Wtedy przynajmniej nikt się na mnie nie rzucał. Chociaż... Pokręciłam lekko głową.<br />
- Macie problem z tresurą? - Zażartowałam. Stanęłam na palcach, żeby dostrzec kto idzie w naszą stronę. Zmieniając się w wampira niestety nie przybyło mi kilku centymetrów wzwyż i nadal byłam niska. - Chciałabym porozmawiać z Jakiem, jest gdzieś może?<br />
Paul uniósł nieco brwi do góry. Nie wiedziałam jakie stosunki są teraz między nimi i chyba nawet nie chciałam wiedzieć, dawno nie sprawdzałam co u nich, przez co poczułam się źle. Nadal traktowałam ich jako przyjaciół. Chyba jednak słowo "przyjaciele" powinnam zmienić na sojuszników. Wszystko się zmieniło w przeciągu ostatnich kilkunastu lat. Dojrzałam i chociaż już nie mogłam się zmienić fizycznie z nastolatki stałam się kobietą, żoną i matką. I to wszystko mając nadal te cudowne osiemnaście lat...<br />
- Dobrze cię widzieć, Bella. - rzucił z przekąsem. Raczej nie byłam tu mile widziana, zwłaszcza po przemianie, ale przecież nikomu nie robiłam krzywdy, ani tym bardziej w całym swoim wampirzym życiu nie zabiłam żadnego człowieka. Indianie nie mieli na mnie nic złego, och pomijając fakt, że właśnie bez zaproszenia wpadłam na ich teren, ale tego właśnie wymagała sytuacja. Gdyby było inaczej grzecznie zaczekałabym przed granicą, aż ktoś łaskawie będzie chciał do mnie podejść i zapytać się jaki mam problem. - Jest nowy, dopiero kilka dni temu się przemienił. Nie wyjaśniliśmy mu jeszcze tego, że jesteście tymi <i>dobrymi. </i><br />
- Cudownie - westchnęłam powstrzymując się przed przewróceniem oczami. Nie przyszłam tu, żeby prowadzić rozmowy na temat nowych wilków w stadzie. Westchnęłam cicho zaciskając usta w wąską linijkę. Chciałam tylko porozmawiać ze swoim przyjacielem, a raczej wyciągnąć z niego siłą to czego mi nie powiedział Edward. - Naprawdę nie chcę się powtarzać, ale...<br />
Zmiennokształtny, który próbował na mnie naskoczyć warknął nagle odsłaniając zębiska. Zacisnęłam dłonie w pięści i odwdzięczyłam się tym samym. Niech sobie nie myśli, że może bez powodu na mnie naskakiwać. Nie interesowało mnie to, że jestem na ich terenie. Mogłam tu przebywać, na upartego znalazłby się jakiś sposób. Zrobiłam kilka kroków do tyłu, dając do zrozumienia chłopakowi, że nie mam złych zamiarów, ale szczerze wątpiłam, aby to go uspokoiło. I jak tu wyjaśnić komuś z takim wybuchowym charakterem, że nawet będąc wampirem mogę być dobra?! Nie chciałam ich skrzywdzić, a przynajmniej nie Paula czy resztę sfory, ten nowy zaczynał mi działać na nerwy i nie wyglądało na to, żebyśmy byli się w stanie dogadać. Wzniosłam oczy ku górze...<br />
- Bella!<br />
Boże, ile razy jeszcze dzisiaj usłyszę swoje imię? Odwróciłam na moment głowę, aby spojrzeć na drugą stronę rzeki. Nikogo jeszcze nie widziałam, ale słyszałam jak zbliża się kilka osób. To Alice zobaczyłam jako pierwszą. Wampirzyca z gracją zatrzymała się tuż przy rzece. Zaraz po niej wyłonił się jej mąż oraz Rosalie. Ta druga posłała mrożące krew w żyłach spojrzenie w stronę mieszkańców rezerwatu. Nadal miałam wrażenie, że traktują mnie jak nieświadome niczego dziecko. Ech, momentami czułam, że nawet Renesmee jest traktowana jako równa im, a ja niczym małe dziecko. Oczywiście to pewnie były tylko moje podejrzenia, ale kto tak naprawdę wiedział co się wewnątrz nich kryje.<br />
Nagle poczułam ogarniający mnie spokój. Przymknęłam na moment powieki rozkoszując się spokojem, który zniknął tak szybko jak tylko się pojawił. Nie chciałam, żeby moja rodzina się w to wtrącała. Skąd w ogóle wiedzieli, że tutaj jestem? Zaraz też straciłam nimi zainteresowanie wbijając wzrok w zmiennokształtnego, który wpatrywał się we mnie rozwścieczonym wzrokiem. Ugh, miałam ochotę mu pokazać, że wcale nie jest taki ważny w tym momencie.<br />
- Paul, gdzie jest Jacob? Muszę z nim koniecznie porozmawiać. To dla mnie naprawdę ważne. - kładłam nacisk na każde słowo z osobna. Już chyba ze trzy razy się pytałam, gdzie on do cholery jest, a nadal nie otrzymałam odpowiedzi. - I uspokój tego szczeniaka, bo nie ręczę za siebie.<br />
- Na plaży, nie wiem czy to dobry pomysł...<br />
Ale mnie już nie było.<br />
<div style="text-align: justify;">
Chciałam wszystko załatwić na spokojnie, ale nie dali mi innego wyjścia. Chciałam jak najszybciej porozmawiać z przyjacielem. Niepokoiło mnie zachowanie męża, ukrywał coś przede mną, a to nie wróżyło niczego dobrego. Jeśli byliśmy w niebezpieczeństwie chciałam o tym wiedzieć. Jako jego żona miałam prawo wiedzieć o wszystkim co go dręczyło. Miałam być dla niego wsparciem, a tymczasem traktował mnie tak jakbym nadal była dzieckiem i nie miała pojęcia o tym co się dzieje. Faktycznie nie miałam pojęcia, bo nie pisnął, ani słówkiem. Słysząc ocean oraz jak ktoś idzie po piasku zmieniłam tempo na ludzkie. Wyszłam z lasu wchodząc prosto na plażę. Bez problemu dostrzegłam swojego przyjaciela, kiedy ten chodził blisko wody. Westchnęłam cicho, a po chwili ruszyłam w jego stronę. Byłam też zła na niego. Głównie za to, że nie zadzwonił czy nie napisał o tym, że Edward u niego był. Nadal byliśmy przyjaciółmi i zobowiązywał nas niepisany pakt mówienia sobie ważnych rzeczy. Skoro mój mąż wolał trzymać język za zębami trzeba było przeciągnąć Jake na swoją stronę. Chłopak jak zwykle chodził bez koszuli, a mnie zawsze zaskakiwał tym, że było mu tak gorąco. Na całe szczęście, kiedy przychodził odwiedzić Renesmee zakładał jakąś koszulę, nawet jak mu się to nie podobało. Odchrząknęłam cicho, aby zwrócić na siebie jego uwagę. Nie potrafiłam się nie uśmiechnąć – nadal się we mnie gotowało to co zdarzyło się kilka minut wcześniej, ale Jacob to był Jacob, mimo bycia irytującym nadal był moim najlepszym przyjacielem, który znał mnie na wylot. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Bells... - rzucił nagle się zatrzymując. Wbił we mnie wzrok, mogłabym przysiąc, że dostrzegłam w znajomych tęczówkach błysk strachu. Że niby ja taka straszna? Ruszyłam w stronę chłopaka wolnym krokiem. Mam nadzieję, że będzie miał coś dobrego na swoją obronę, bo po dzisiejszym spotkaniu z mężem nie byłam w humorze, a potem jeszcze przyczepił się tamten szczeniak. Zapach, który wydzielał chłopak zmusił mnie do tego, żebym zatrzymała się prawie dwa metry od niego. Ugh, czasami naprawdę żałowałam, że wraz z przemianą musiałam zyskać tak czuły węch. Uniosłam delikatnie głowę do góry – tak, tak, przez niski wzrost – i spojrzałam mu prosto w oczy. Musiał wyczuć, że coś jest nie tak, a jeśli nie, to zaraz się o tym przekona na własnej skórze.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiem, że był u ciebie Edward. - zaczęłam nie mając czasu na to, aby bawić się w obwijanie w bawełnę. Teraz na całe szczęście, kiedy się zdenerwuje nie będzie mógł usłyszeć przyspieszonego bicia serca lub czerwonych policzków. Stałam wyprostowana, odnosiłam wrażenie, że zachowuję się chłodno, ale właśnie o to mi chodziło. Nie miałam zamiaru udawać, że jestem szczęśliwa widząc swojego przyjaciela. W tym momencie byłam bardziej zirytowana jego obecnością. - I wiem też, że o czymś rozmawialiście...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pytaj się mężusia... Ała! Ała! - pisnął, kiedy w sekundzie znalazłam się obok niego i zacisnęłam dłoń na jego nadgarstku. Z łatwością mogłabym go złamać, ale nie w tym był mój cel. - Dobra! Dobra, przestań! Nie oddam ci tylko dlatego, że jesteś moją przyjaciółką i kobietą...</div>
<div style="text-align: justify;">
Prychnęłam. Od kiedy do Jacob ma problem z tym, aby mi oddać? Oczywiście nigdy specjalnie mnie nie uderzył, to były zwykłe przepychanki między dwójką przyjaciół. Nic więcej. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Mów. - syknęłam odsuwając się. Jednak nie byłam w stanie stać bliżej niego. Zapach... Ech, wszystko lepsze niż mokry pies.</div>
<div style="text-align: justify;">
Widziałam, że Jake ma opory przed tym, aby cokolwiek mi powiedzieć. Coraz bardziej byłam zirytowana tą sytuacją. Nie doszłoby do tego, gdyby Edward nie ukrywał niczego przede mną. Rozumiem, że chciał pewnie owy problem rozwiązać sam, ale przecież lata temu obiecałam mu, że będę z nim na dobre i na złe. Czy to o czym rozmawiali z chłopakiem było naprawdę, aż takie złe, że nie mogłam o tym wiedzieć? A może to ja byłam w niebezpieczeństwie i dlatego postanowił trzymać mnie od tego z daleka? Szkoda, że nie potrafiłam tak jak mój mąż czytać w myślach. Życie byłoby wtedy o wiele łatwiejsze, a ja nie musiałabym się niepotrzebnie męczyć tutaj z chłopakiem, aby wymusić na nim kilka prostych zdań. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Edward mi tylko opowiadał o kimś...</div>
<div style="text-align: justify;">
Mówił coś jeszcze, ale ja nie byłam w stanie zrozumieć ani słowa. Opowiadał mu o kimś, nigdy nie podejrzewałabym mojego męża o zdradę, ale wystarczyła taka krótka wzmianka o tym, a przed oczami od razu miałam czarne scenariusze. Mój Edward i jakaś inna kobieta? To nie mogło się zdarzyć, to z całą pewnością nie była prawda. Zacisnęłam dłonie w pięści, wpatrywałam się w spokojny ocean. To co działo się ze mną w środku... Nie mogłam znaleźć odpowiednich słów, aby opisać mój wewnętrzny stan. Gdyby moje serce nadal biło waliłoby jak oszalałe, a policzki pokryłyby się purpurą ze złości i smutku. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ziemia do Belli! - pstryknął mi palcami przed oczami, podskoczyłam lekko do góry mając ochotę się go zapytać co mu strzeliło do łba, ale się powstrzymałam. Głos zapewne by mi drżał. - Słuchasz mnie w ogóle? Powiedziałem, że mówił mi o takiej jednej wampirzycy. Podobno jak Nessie była mała też jej o niej mówił. Jakieś imię dziwnie...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Avalon? - podsunęłam. Chodziło tylko o to? O jakąś głupią bajeczkę wymyśloną przez jedne z najstarszych wampirów na świecie? Słysząc moją podpowiedź wilk pokiwał radośnie głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dokładnie o nią... Czekaj, czekaj... Edward nie wspomniał ci o tym ani słowem? - był w szoku. Wyraźnie to wiedziałam, ale co miałam poradzić na to, że mój własny mąż miał przede mną jakieś sekrety? Chłopak mruczał jeszcze coś pod nosem, ale ja już go nie słuchałam. Przecież ta cała historia o Avalon była tylko bajeczką. Wymyślił ją Aro, prawda? Edward i Carlisle przekonywali mnie, że ona nie istnieje i tak naprawdę nie mam się czego bać. Zwykła bajeczka, powtórzyłam w myślach.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, Edward mi nic nie powiedział. - odpowiedziałam spuszczając głowę na bok. Brakowało mi trochę tego, że nie mogłam już obok niego usiąść i przytulić się tak jak kilkanaście lat temu. Że już nie byliśmy ze sobą tak blisko. Nagle tak po prostu usiadłam sobie na piasku. - Wpadł do domu twierdząc, że nic się nie stało. Chyba się pokłóciliśmy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Słaby jestem w związkach... Naprawdę nic ci nie powiedział? - usiadł obok mnie trzymając się jednak na dystans. No tak, zapach dawał o sobie znać, ale to nie dziwiło mnie ani trochę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Masz problem ze słuchem? - warknęłam. Ile razy można było mu to powtarzać? - Pytałam się co zrobiłeś, on powiedział, że nic takiego i tylko rozmawialiście, chciałam więcej odpowiedzi, a on milczał. Zagroziłam mu, że przyjdę tutaj, powiedział „Bello”, a ja kazałam mu przestać „Bellować”. Tak w skrócie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Myślę, że to on powinien ci to wyjaśnić, Bello. Mówił mi o Avalon, kim ona jest i inne informacje.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jake, ona nie istnieje. Po co miałby ci o niej mówić?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Skąd mam wiedzieć? Przyszedł i powiedział, a potem jeszcze coś mamrotał o Renesmee, ale tego już nie słuchałem. Chyba chodziło o to, że powinienem jej powiedzieć o wpojeniu, ale... - urwał, aby wziąć głęboki wdech. - Nie potrafię z nią siąść i powiedzieć jej, że jest na mnie skazana na całe życie, bo postanowiłem się w niej „zakochać”. Chcę, żeby ona też... To odwzajemniła.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jeśli chodziło o relację mojej córki z Jacobem postanowiłam się nie wtrącać. Nessie była dorosła i sama powinna podejmować decyzje. Żadne z nas nie miała prawa zmusić jej do tego, aby Jake kochała. Z tego co przyjaciel mi opowiadał wiedziałam czym jest wpojenie. W jaki sposób to działa, ale mimo wszystko nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Sam i Emily doskonale się dogadywali, byli małżeństwem już długi czas i było widać, że wpojenie wyszło im tylko na dobre. Zarówno Paul jak i siostra Jake. Im też się układało, chyba. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jesteś dla niej ważny, ale nie wiem czy tak ważny... Wybacz źle to zabrzmiało. Musisz z nią o tym rozmawiać, a nie ze mną. I będzie lepiej jak powiesz Renesmee o wpojeniu. Im szybciej się dowie tym prędzej poznasz odpowiedź. - powiedziałam uśmiechając się łagodnie. Podniosłam się z ziemi, otrzepałam piasek ze spodni gotowa do drogi powrotnej. Chyba zamiast wrócić do Edwarda pójdę prosto do reszty. Musiałam jeszcze z kimś porozmawiać o Avalon. Skoro to miała być tylko bajka dlaczego Edward zrobił z tego taką wielką tajemnicę? - Miło było cię zobaczyć, aha... I przepraszam za rękę. Trochę się zdenerwowałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Myślałem, że syndrom nowo narodzonego wampira już ci przeszedł. - zażartował.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ha, ha. Nie jesteś zabawny, Black. </div>
<div style="text-align: justify;">
Pożegnałam się i biegiem ruszyłam w drogę powrotną. Liczyłam, że teraz nie spotkam na swojej drodze tamtego wilka. To mogłoby się źle skończyć, a ja nie chciałam w żaden sposób naruszać paktu, który nas obowiązywał ze sforą. Dopóki żyliśmy w zgodzie wszystko było w porządku. Nie potrzebowaliśmy żadnych nowych problemów. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kręciła się po mieście szurając nogami. Wzrok miała wbity w chodzik, a ludzie, którzy ją mijali mamrotali coś o idiotce, która nie potrafi chodzić. Ignorowała ich wszystkich. W myślach powtarzała, że musi być spokojna. Wystarczyła chwila, a ulica pokryta byłaby krwią niewinnych ludzi. Przystanęła przy sklepie spożywczym. Nie miała zamiaru tam wchodzić. Powoli uniosła głowę, wzrok wbiła w swoje odbicie w szybie. Włosy miała w nieładzie, blada cera i puste oczy bez wyrazu. Zabrała jej wszystko co kochała. Drgnęła niespokojnie na samą myśl o swojej kochanej, małej siostrze. Sama do tego dopuściła. Gdybym tylko trzymała język za zębami! Pomyślała zaciskając mocno oczy. Szybkim krokiem ruszyła przed siebie. Czy się jej będzie to podobać czy nie odzyska to co jej odebrano. Szybciej niż wszyscy się spodziewają.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
_____________________________</div>
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: justify;">
Witam się ładnie z drugim rozdziałem. Mam nadzieję, że się podoba, jak są jakieś błędy to głośno krzyczeć, a wszystko poprawie. c; Enjoy! (: </blockquote>
Unknownnoreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7543282304264180234.post-10244340668823156592015-09-19T16:01:00.001+01:002015-09-29T17:03:31.505+01:00Rozdział Pierwszy <div style="text-align: justify;">
Obserwowałam z daleka Renesmee zastanawiając się nad tym co krąży mojej córce po głowie. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że powinnam zostawić ją w spokoju i pozwolić żyć swoim życiem, ale nadal nie docierał do mnie fakt, że moja mała córeczka jest już dorosła. A raczej dorasta i nie potrzebuje ciągle być pilnowana przeze mnie czy przez Edwarda. Sama doskonale dałaby sobie radę jeśli pojawiłoby się jakieś zagrożenie. Z moich ust wyrwało się ciche westchnięcie. Nie sądziłam, że tak ciężko będzie pogodzić mi się z faktem, że Nessie nie jest już taka malutka. Czasami żałowałam, że rosła tak szybko. Nie miałam szansy nacieszyć się macierzyństwem tak jak wszystkie ludzkie kobiety, ale nie miałam najmniejszego zamiaru narzekać. Rudowłosa nagle podniosła wzrok, a jej czekoladowe tęczówki zatrzymały się na mnie. Posłałam córce delikatny uśmiech, który ona zaraz odwzajemniła. Z gracją podniosła się ze swojego miejsca, aby w przeciągu paru sekund pokonać dzielącą nas odległość. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Długo już mnie obserwujesz? - spytała zatrzymując się niecały metr przede mną. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Chwilkę. Nie chciałam ci przeszkadzać... Czekasz na Jacoba? </div>
<div style="text-align: justify;">
Uniosłam brew do góry. Mimo to, że miałam ponad siedem lat, aby przyzwyczaić się do tego, że mój najlepszy przyjaciel wpoił się w moją córkę nadal do mnie nie docierał. Edward też nie był z tego zadowolony, ale co my mogliśmy zrobić? Najważniejsze było dla nas szczęście Renesmee, a my w prawdzie mieliśmy sporo czasu, żeby się do tego przyzwyczaić. Wiedziałam, że mimo wszystko ciężko będzie mi przyjąć do wiadomości to, że moja córka w przyszłości prawdopodobnie zwiąże się z moim najlepszym przyjacielem. Nie chciałam dla niej tego. Powinna się zakochać i przeżyć prawdziwą miłość. Nie wątpiłam w uczucie Jake do mojej córki, ale byłam przekonana, że gdyby w przyszłości się ze sobą związali Nessie czułaby się do tego zobowiązana. A nie powinna. Jeśli już miałaby z kimś być to tylko z kimś kogo kocha. Tak jak ja pokochałam Edwarda. </div>
<div style="text-align: justify;">
Renesmee nagle roześmiała się wesoło. Od zawsze uwielbiałam słuchać jej głosu, a kiedy była jeszcze malutka rzadko kiedy się odzywała woląc używać swojego daru. Z wiekiem nadeszła też chęć mówienia z czego my wszyscy byliśmy zadowoleni. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, chciałam tylko wyjść na spacer, żeby pomyśleć - odpowiedziała. Usiadła pod drzewem zgarniając długie loki na jedno ramię. Tego nie wzięłam pod uwagę. Może faktycznie powinnam zostawić ją w spokoju? Przecież nie potrzebowała już mojej opieki dwadzieścia cztery godziny na dobę. Spokojnie da sobie radę sama w lesie. Będąc niecałe czterysta metrów od naszego domku z bajki. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Och, to ja... W takim razie cię zostawię. </div>
<div style="text-align: justify;">
Już nic nie odpowiedziała, a jedynie kiwnęła głową, wbijając wzrok, gdzieś w przestrzeń. Jeszcze przez parę sekund wpatrywałam się w jej drobną sylwetkę, ale w końcu zrezygnowałam z podglądania mojej córki. </div>
<div style="text-align: justify;">
Czułam się zbyt młodo jak na matkę nastolatki. W prawdzie moja też mnie urodziła będąc młodą kobietą i musiała szybko dorosnąć – czego nie udało się jej zrobić do tej pory, ale ja... Czułam się zupełnie inaczej. Z pewnością byłam bardziej dojrzalsza niż moja matka. Przeżyłam już wiele kłopotów o których ona nawet nie śniła. Na całe szczęście nie musiała przechodzić przez to co moja wampirza rodzina. </div>
<div style="text-align: justify;">
Idąc przed siebie nawet nie zauważyłam, kiedy przede mną nagle wyrósł mój dom. Uśmiechnęłam się z ulga. Jako wampir nie miałam prawa się zmęczyć, ale ten spacer był jak na dzisiejszy dzień zbyt długi. Mogłam wcale nie wychodzić i spędzić dzień zakopana w pościeli z książką jak robiłam to kiedyś. </div>
<div style="text-align: justify;">
Weszłam do środka nie wyczuwając nigdzie Edwarda. Nic nie wspominał o tym, że gdziekolwiek by wychodził. Zagryzłam wargę rozglądając się po niezbyt dużym mieszkaniu. Dla naszej trójki było wystarczające, a ja nie potrzebowałam żadnych zmian. Tak jak było teraz było wręcz idealnie, a każda chociaż najmniejsza poprawka tylko zrujnowałaby ten magiczny wygląd. Po kilku sekundach krążenia w tą i z powrotem dałam sobie spokój z szukaniem męża. Pewnie znowu został porwany przez chłopaków na małe polowanie. I ja miałabym się za to złościć? Zaśmiałam się krótko, aby po chwili opaść bezwładnie na kanapę. Wzięłam do ręki pilot od telewizora licząc na to, że może znajdę jakiś ciekawy film, ale niestety przeliczyłam się. Leciały same talk-show, których nie znosiłam oglądać. Zrezygnowana włączyłam jakiś program o zwierzętach. Lepsze takie coś niż nic, prawda? A nie chciałam siedzieć w pustym mieszkaniu sama. Tak przynajmniej coś leciało, a w domu nie było takiej nieprzyjemnej ciszy. Położyłam się na kanapie, podkulając pod siebie nogi. Chociaż bardzo chciałam zasnąć sen już nigdy nie będzie dla mnie ucieczką od świata. Chociaż bardzo bym się starała nie będę w stanie zniknąć na kilka godzin z tego świata i zapomnieć o wszystkim i wszystkich. Jeszcze na początku zdarzało mi się tęsknić za ludzkimi rzeczami. Takimi jak jedzenie czy spanie, ale udawało mi się o tym szybko zapominać. Miałam teraz życie z którego nie chciałam rezygnować. Wspaniałego męża, kochaną córkę. Nawet, gdyby istniała szansa na to, abym ponownie została człowiekiem nie skorzystałabym. Powoli godziłam się z tym, że kilkanaście lat ludzie, których kocham odejdą. Taka była kolej rzeczy. Oni byli śmiertelni, a ja otrzymałam życie wieczne u boku wspaniałych ludzi, którzy teraz byli moją rodziną. Nie raz rozważałam to czy nie przemienić najbliższych, ale to była ich decyzja czy by chcieli zostać wampirami. Oczywiście żadne z moich rodziców nie zdawało sobie sprawy z tego kim, a raczej czym się stałam. I tak miało zostać. Coraz ciężej było ukrywać mi prawdę. Oboje dostrzegli to, że się nie zmieniałam i już od ponad siedmiu lat wyglądam tak samo. Nawet makijaż nie potrafił mnie postarzyć. Ludzie w Forks też zaczynali dostrzegać to, że coś tu nie gra. Moi najbliżsi przyjaciele wyjechali z miasteczka na studia i już długo ich nie widziałam. Przynajmniej nimi nie musiałam się martwić. Ale wszyscy inni... To zdecydowanie była najwyższa pora, żeby się przeprowadzić. Musiałam o tym jeszcze porozmawiać z całą resztą, ale wiedziałam, że Esme i Carlisle poprą mój pomysł. Powinniśmy znaleźć miasto w którym moglibyśmy zamieszkać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Podniosłam się do góry, kiedy usłyszałam ciche kroki w domu. Moje oczy od razu odnalazły topazowe tęczówki Edwarda. Nie byłam w stanie powstrzymać uśmiechu na jego widok. Wampir znalazł się przy mnie w przeciągu sekundy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Gdzie byłeś? Nie, żebym się specjalnie martwiła tym, że zaniknąłeś, ale mogłeś nie uprzedzić, że gdzieś wychodzisz. - Jęknęłam. Klęknęłam na kanapie, a męża objęłam za szyję przyciągając do siebie. Te kilka godzin przerwy było stanowczo zbyt długie. Musnęłam lekko jego chłodne wargi. - Więc? Co takiego pochłonęło tak dużo twojego czasu? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ciebie też dobrze widzieć, Bello. - Wymruczał ignorując moje pytania. Przewróciłam oczami. Chyba naprawdę chciał mnie zdenerwować, chociaż nie miałam za co być zła. - Uciąłem sobie pogawędkę z Jacobem. Długą pogawędkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Uniosłam brwi do góry wyraźnie zaskoczona jego odpowiedzią. Spodziewałam się usłyszeć wszystko inne, ale nie to. Rozmawiał z Jacobem? Zamyśliłam się na moment, starając się sobie przypomnieć jakąś sytuację, która w jakiś sposób zaszkodziłaby mojemu przyjacielowi, ale nic nie przychodziło mi do głowy. W ostatnim czasie zachowywał się bez zarzutu, więc nie powinno być żadnych ostrzegających rozmów. Chyba nawet nie chciałam sobie wyobrażać tego jak ta rozmowa według Edwarda wyglądała. </div>
<div style="text-align: justify;">
- A więc? Co takiego złego zrobił Jake, że musiałeś go pokarać swoją obecnością? </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie przepadali za sobą i ta jedna rzecz z całą pewnością się nie zmieni. Prawdopodobnie jako jedyna z całej rodziny – nie wliczając Renesmee oraz Alice, która korzystała z Jake wtedy, kiedy bolała ją głowa i musiała odpocząć od męczących wizji – lubiłam zmiennokształtnego. Nasze relacje po mojej przemianie również uległy zmianie, ale nie miałam zamiaru przestać chłopaka kochać. Oczywiście nie w taki sposób w jaki kochałam Edwarda, ale Jake nadal mimo wszystko był ważną osobą w moim życiu. Chociaż często był naprawdę irytujący i jedyne na co miałam ochotę to zakopać go głęboko pod ziemią, żeby więcej mnie nie wnerwiał. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Edwardzie co takiego zrobił? - Spytałam zmuszając męża do tego, aby spojrzał mi w oczy. Uniosłam brwi do góry w oczekiwaniu na jakąkolwiek odpowiedź, ale wydawało mi się, że tym razem będę musiała wyciągnąć to z niego siłą. - Więc...? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nic szczególnego. Poza tym, że wkurza każda żywą istotę na tej ziemi. - Odpowiedział najwyraźniej starając się obrócić całą sytuację w żart. Cóż nie udało mu się. Ściągnął moje ręce ze swojej szyi i delikatnie od siebie odepchnął. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zabolało. </div>
<div style="text-align: justify;">
Usiadłam z powrotem na kanapie wbijając wzrok w telewizor. Nie rozumiałam dlaczego nie chciał mi powiedzieć tego co takiego zrobił Jake. Nigdy nie mieliśmy przed sobą sekretów, a teraz nagle zaczął unikać odpowiedzi na pytanie, które było dla mnie znaczące? Gdyby chociaż powiedział, że poszedł z nim porozmawiać o typowo męskich sprawach, w co i tak bym nie uwierzyła, bo oboje trzymali się od siebie z daleka, a rozmawiali wtedy, kiedy było to konieczne, może czułabym się trochę uspokojona, ale teraz? Jak miałam rozumieć jego słowa? Wyraźnie coś chciał przede mną ukryć, a ja zbyt dobrze znałam swojego męża, żeby być ślepą i naiwnie wierzyć w jego zapewnienia, że wszystko jest w porządku. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jeśli ty mi nie powiesz to sama się tego dowiem. - Warknęłam podnosząc się ze swojego miejsca. Zawsze mogłam przycisnąć tego drugiego i dowiedzieć się wszystkich potrzebnych informacji. Spojrzałam na męża, który wyglądał na nieco zaskoczonego moim wrogim nastawieniem, ale z łatwością przyszło mi zignorowanie go. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Bello... </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie Belluj mi tu teraz! - Syknęłam mrużąc oczy i wskazując na niego palcem. - Trzeba było mi odpowiedzieć. Sama sobie znajdę odpowiedzi, wielkie dzięki. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie dodałam nic więcej po prostu wychodząc z domku. Bezpośrednio skierowałam się w stronę rezerwatu. Nie powinnam tam iść, ale ciekawość była silniejsza niż zdrowy rozsądek. Miałam nadzieję, że Edwardowi nie przyjdzie do głowy pomysł, aby za mną iść. Sądziłam, że będzie zapowiadał się cudowny dzień, a tymczasem okazało się być zupełnie inaczej. Biegłam przed siebie sprawnie omijając każdą napotkaną przeszkodę na swojej drodze. Zatrzymałam się dopiero przy rzece, która była granicą między terytorium zmiennokształtnych, a naszym. Wbiłam wzrok w krzaki starając się dostrzec czyjeś oczy, ale nikogo, ani nie widziałam, ani nie czułam. Zagryzłam wargę w momencie, kiedy zdecydowałam się na to, aby skoczyć. Cofnęłam się o kilka kroków do tyłu, aby po paru krótkich sekundach skoczyć na drugą stronę. Z zadziwiającą gracją wylądowałam na zmieni. Wyprostowałam się szybko. Będąc na ich ziemi musiałam zachować ostrożność. Mimo tego, że łączyły nas przyjacielskie stosunki wampiry nadal nie były tu mile widziane. Odwróciłam się słysząc szelest. Zanim zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować usłyszałam tylko głośny krzyk jednego z członków plemienia. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie!</div>
<div style="text-align: center;">
_______________________________</div>
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: justify;">
Hej, hej. Dawno nie pisałam nic o "Zmierzchu", więc zbyt dobrze mi to nie wychodzi. Muszę się znowu wczuć w rolę Belli i reszty rodziny. Mam nadzieję, że da się przeczytać rozdział i do najgorszych nie należy. Nowy rozdział pojawi się zapewne w niedługim czasie. c; No to do następnej, cześć! (:</blockquote>
Unknownnoreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7543282304264180234.post-82570736762478882462015-09-01T13:02:00.000+01:002015-09-01T13:02:05.534+01:00Prolog <div style="text-align: justify;">
Całą swoją uwagę skupiłam na wampirach, które stały na przeciwko nas gotowe w każdej chwili skoczyć nam do gardeł. Odruchowo zacisnęłam dłonie w pięści, nieco przysuwając się w stronę mojej córki, aby w razie potrzeby ochronić ją własnym ciałem. Zdawałam sobie sprawę z tego, że Renesmee nie jest już małą dziewczyną i w razie potrzeby świetnie sobie poradzi w walce z przeciwnikiem. Miała w końcu świetnych nauczycieli. Szybko obrzuciłam wzrokiem resztę mojej rodziny. Jarzące się krwistoczerwone tęczówki były czymś zupełnie nowym dla nas wszystkich. Niepewnie spojrzałam na Jaspera, który był w każdej chwili gotowy wyrwać się do przodu, aby powybijać kilku osobników naszej rasy. Wampir drżał niespokojnie, a stojąca u jego boku drobna Alice kurczowo zaciskała palce na jego dłoni, aby chociaż trochę uspokoić swojego męża. Wiedziałam, że dla blondyna picie ludzkiej krwi nie jest miłym wspomnieniem i powrót do naszej diety - o ile w ogóle zdecydujemy się do niej wrócić, będzie dla niego dosyć trudny. Podejrzewałam, że my wszyscy będziemy mieli z tym mały problem.<br />
- Bello - słysząc głos Carlisle z drugiej strony zmieniłam swoją pozycję, aby spojrzeć na teścia. Widok ich wszystkich z oczami w kolorze krwi był dziwny, zwłaszcza po tylu latach spoglądania w złociste tęczówki wampirów. Zagryzłam delikatnie wargę, domyślając się o co może mu chodzić. Skupiłam się na tym, aby użyć swojej mocy i objąć nią wszystkich obecnych. Nieco zirytowana zerknęłam na grupę wampirów z Włoch, ale oni mieli swoją własną tarczę. Pół-wampir uśmiechnął się do mnie w przyjacielski sposób, a ja niemalże na niego warknęłam. Czując ciepłą dłoń na swojej zapomniałam o chłopaku. <i>Nessie, </i>pomyślałam wiedząc jednak, że moja córka nie jest w stanie mnie usłyszeć. Po chwili cała moja rodzina oraz wilki zostały otoczone niewidzialną mgiełką, która przez wszystkich była nazywana tarczą. Doktor skinął głową dziękując mi za to co zrobiłam.<br />
Znowu skupiłam całą swoją uwagę na blondyneczkę stojącą kilkanaście metrów przed nami. Jej dziecinny wyraz twarzy sprawiał, że nie miałam serca zrobić jej krzywdy. Jednak mimo to po tym wszystkim co nam zrobiła miałam ochotę zamordować ją z zimną krwią. Jakie to ironiczne, prawda? Chcę, ale jednocześnie chciałabym ją do siebie przytulić wiedząc, że potrzebuje jedynie trochę miłości, której nie zaznała w swoim ludzkim życiu i przez to stała się kim się stała.<br />
<i>Potworem, </i>podpowiedział mi cichy głosik w głowie. I doskonale wiedziałam, że ten głosik miał rację co do dziewczyny. Czując na sobie jej wzrok podniosłam dumnie głowę do góry, aby spojrzeć w pełne rozbawienia niebieskie oczy blondynki. Avalon oblizała wargi, a dwójka potężnych wampirów, którzy stali po jej obu stronach zrobili krok do przodu, aby uchronić swoją... Sama nie wiedziałam kim ona dla nich była. Królową, przewodnikiem, boginią?<br />
- Do ataku. - Wycedziła. Po tych dwóch słowach wszystkie wampiry, które stały po stronie dziewczyny biegiem ruszyły prosto na nas. Dostrzegłam kątem oka, że wilki także się poruszyły. Jacob warknął wściekle kłapiąc zębami na prawo i lewo. Sama Avalon podobnie jak ja stała w swoim miejscu obserwując bitwę.<br />
- Będę tu, żeby chronić Bellę! - Zawołał... Właściwie nie wiedziałam kto. Miałam ochotę warknąć, że sama sobie świetnie dam radę, ale wiedziałam, że nie będę mogła jednocześnie ich ochraniać i walczyć.<br />
Walka trwała, a kiedy nagły hałas przerwał głośny, wręcz przerażający krzyk Alice wszyscy zamarliśmy wpatrując się w dziewczynę. Przeciwnicy jednak nie marnowali czasu i atakowali wściekle. Korzystając z okazji, że nikogo tymczasowo ochraniać nie musiałam biegiem rzuciłam się w stronę przyjaciółki. Będąc już blisko mogłabym przysiąc, że gdyby dziewczyna była człowiekiem po jej policzkach spływałby gorzkie łzy.<br />
Przed atakiem na wampirzycę zdążyłam tylko krzyknąć jej imię.<br />
- Alice! </div>
Unknownnoreply@blogger.com5